Kiedy Graham Greene szukał spokoju w galicyjskim klasztorze
%3Aformat(jpg)%3Aquality(99)%3Awatermark(f.elconfidencial.com%2Ffile%2Fbae%2Feea%2Ffde%2Fbaeeeafde1b3229287b0c008f7602058.png%2C0%2C275%2C1)%2Ff.elconfidencial.com%2Foriginal%2Fa5b%2F394%2F5aa%2Fa5b3945aa110671aff3d8d4c0b14f7ed.jpg&w=1920&q=100)
Przemierzając drogi Orense za kierownicą Renault 4 w towarzystwie przyjaciela, księdza Leopolda Durána , Graham Greene musiał wspominać życie pełne zatracenia, które zostawiał za sobą. Był rok 1976, a w klasztorze Oseira czekała na niego cisza zamiast zgiełku ukochanego Sajgonu; kontemplacja zamiast rozpusty jego szalonych dni; i szansa na odkupienie po dekadach uzależnienia i drodze ku samozniszczeniu.
Pokój nr 14 w klasztorze, w którym mieszkał Greene, został odnowiony, ale nadal można sobie wyobrazić autora „Potęgi i chwały” siedzącego przy biurku, realizującego swoją maksymę pisania 500 słów dziennie . Ani jednego więcej. Ani jednego mniej. Brytyjski pisarz przybył do Hiszpanii okrzyknięty najsłynniejszym żyjącym pisarzem na świecie . Jego książki zostały zekranizowane przez najwybitniejszych reżyserów swoich czasów , po tym jak zyskały podwójne uznanie zarówno publiczności, jak i krytyków.
A jednak jego największą zasługą było coś jeszcze: przeżycie samego siebie.
Greene nigdy nie darzył go szczególnym szacunkiem. W młodości kilkakrotnie próbował popełnić samobójstwo i grał w rosyjską ruletkę, nie mogąc cieszyć się życiem bez ryzyka „całkowitej jego utraty”. Cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową i maniakalno-depresyjną, co zniszczyło jego relacje z przyjaciółmi, rodziną i kochankami . Ucieczka od samego siebie zaprowadziła go do częstych domów publicznych w Afryce, Azji i Europie – prowadził listę 47 ulubionych londyńskich prostytutek – oraz do melin opiumowych na Wschodzie, gdzie mógł palić nawet osiem fajek dziennie. Oprócz niewierności, sięgał również po alkohol i wszelkie narkotyki, które przenosiły go w miejsca spokojniejsze niż jego udręczone wnętrze.
To oderwanie od życia uczyniło Greene'a idealnym do dwóch prac, które wykonywał, zanim został odnoszącym sukcesy pisarzem: korespondentem „The Times” i „Le Figaro” oraz szpiegiem, służąc dla MI6, brytyjskiej służby wywiadowczej. Niezdolny do spędzania zbyt wiele czasu w tym samym miejscu lub z tą samą osobą, przyznał, że był okropnym mężem i nieprzewidywalnym towarzyszem podróży. „Życie jest mieszanką pożądania i oporu” – powiedział. I w jego przypadku szala zawsze przechylała się na korzyść pożądania. W Sajgonie, mieście, które stało się jego najtrwalszą miłością, gubi się wśród chmur opium, egzotycznych tancerek , konfliktów geopolitycznych i emigrantów poszukujących drugiej szansy. Przedstawia to wszystko w
:format(jpg)/f.elconfidencial.com%2Foriginal%2F810%2F57f%2F2cf%2F81057f2cf69b0d57f0b2edca04f8ab50.jpg)
:format(jpg)/f.elconfidencial.com%2Foriginal%2F810%2F57f%2F2cf%2F81057f2cf69b0d57f0b2edca04f8ab50.jpg)
Kiedy pisarz przybył do Oseiry, jego wewnętrzne demony zaczęły ustępować. Skończył 70 lat i podróżował po Hiszpanii pod przewodnictwem Leopolda Durána, swojego przyjaciela i bliskiego powiernika z późniejszych lat. Ksiądz był człowiekiem wykształconym, posiadał doktorat z teologii z Angelicum w Rzymie, doktorat z literatury angielskiej z King’s College w Londynie oraz doktorat z filozofii i literatury z Uniwersytetu Complutense w Madrycie. Poznali się w sierpniu 1975 roku, po tym, jak Greene zainteresował się rozprawą doktorską księdza na temat kapłaństwa w pismach Grahama Greene’a. Rok później wyruszyli z Madrytu w pierwszą z piętnastu podróży po Hiszpanii i Portugalii.
Oseira to jeden z pierwszych przystanków, a po spędzeniu kilku dni w gospodzie Greene opisuje to doświadczenie w księdze pamiątkowej: „Bardzo dziękuję za tę chwilę spokoju i ciszy. Proszę, módlcie się za mnie”. Przyzwyczajony do odgłosu kul w Indochinach, niemożliwych podróży przez afrykańskie pustynie i szalonych przygód w południowoamerykańskich dżunglach, po dekadach ucieczki od samego siebie, w końcu odnajduje spokój ducha, który znajdował tylko w pisaniu. „Jak” – pytał siebie lata wcześniej – „ci, którzy nie piszą, nie malują ani nie komponują, uciekają od szaleństwa, melancholii, strachu… wrodzonych w naturze ludzkiej?”
Podróże w towarzystwie Durána zainspirowały Greene’a do napisania
Kiedy dociera do Oseiry, jego wewnętrzne demony zaczynają ustępować. Skończył 70 lat i podróżuje po Hiszpanii pod przewodnictwem Leopolda Durána.
„Niektórzy goście proszą o pokój Greene’a” – mówi César Mañueco , 37-letni mnich, który przybył z Palencji dekadę temu, zdecydowany zostać tu do końca życia. „Najtrudniejsze jest życie z samym sobą , w samotności” – mówi, oprowadzając gości przez ich dobrowolne odosobnienie. Greene dostrzegł niewidzialną i głęboką nagrodę w wyborze mnichów, by żyć w izolacji i kontemplacji. „Samotność to cena, jaką płaci się za wolność” – powiedział.
Opowieści brytyjskiego pisarza w Oseirze były przekazywane z pokolenia na pokolenie mnichów, blaknąc z czasem . Dla młodszych mnichów, takich jak Mañueco, Greene jest odległą obecnością, wspominaną, gdy przechodzi się obok pokoju nr 14, w którym mieszkał, gdy pokazuje turystom pokój Grahama Greene'a, którego ściany zdobią fotografie z jego wizyt, lub gdy wchodzi się do Biblioteki Monumentalnej, nad którą wisi wizerunek autora. Łatwo wyobrazić go sobie, z jego brytyjską flegmą, siedzącego w tym pokoju, przebitego światłem reflektorów wpadających przez okna, i otoczonego zapachem starych książek, który wciąż unosi się w tym miejscu.
Przez osiem wieków swojej historii Oseira była schronieniem dla mnichów, sierocińcem, więzieniem, a obecnie obowiązkowym punktem zwiedzania dla każdego, kto przybywa do Ourense . Cysterska budowla stoi tu jako symbol odporności po przezwyciężeniu ludzkiej chciwości, pożarów, oblężeń, opuszczenia i odbudowy, w próbie odrodzenia się z popiołów, co przypomina życie Grahama Greene'a. Choć odnalezienie się zajęło im trochę czasu, autor i klasztor byli dla siebie stworzeni.
W książce „Monsignor Quixote” Greene opisuje klasztor jako „dom w ruinach minionej cywilizacji”.
W książce Monsignor Quixote , opublikowanej w 1982 roku, sześć lat po swojej pierwszej wizycie, Greene opisuje klasztor jako „dom w ruinach minionej cywilizacji”. Powrócił tam jakiś czas później, aby nakręcić filmową wersję książki , wraz ze swoim nieodłącznym księdzem z Orense. „Oseira żył w jego duszy aż do śmierci” – napisał Leopoldo Durán w…
Greene spędził ostatnie lata życia w skromnym mieszkaniu w Antibes , nad francuskim wybrzeżem Morza Śródziemnego, pisząc 500 słów dziennie. Ani jednego więcej. Ani jednego mniej. Porzuciwszy dni pełne przygód i szaleństwa, poświęcił się pisaniu drugiego tomu swojej autobiografii, w której w pierwszym zdaniu podsumował swoje życie: „Jaka długa to była droga”. 3 kwietnia 1991 roku, na łożu śmierci, odwiedził go nierozłączny Leopoldo Durán, który udzielił mu ostatniego namaszczenia.
Greene pożegnał się w otoczeniu spokoju , którego za życia mógł zaznać jedynie w klasztorze Oseira .
**Fragment książki „Ourense, bardzo blisko”, wydanej przez Moncho Conde Corbala dla Ediciones El Cercano we współpracy z Radą Prowincji Ourense.
El Confidencial