Nauczycielka pisarstwa: Clara Obligado dzieli się kluczami do swojego legendarnego warsztatu pisarskiego

Clara Obligado , argentyńska pisarka mieszkająca w Madrycie od 1976 roku, zaczęła prowadzić warsztaty kreatywnego pisania w 1978 roku , jak sama mówi, niemal przypadkiem. Propozycja była trochę egzotyczna, trochę nietypowa, trochę śmiała. Ale śmierć dyktatora Francisco Franco otworzyła drzwi niemal do wszystkiego, więc dlaczego nie spotkać się, by czytać i pisać?
Sama opowiedziała tę historię w następujący sposób: „Kiedy przyjechałam do Hiszpanii jako filolog, nauczanie sprawiało mi już ogromną przyjemność. Zebrałam się z grupą przyjaciół, aby wspólnie napisać książkę i oczywiście koordynowałam pracę. Następnie zaproszono mnie do prowadzenia małych kursów, a w końcu zatrudniła mnie rada miejska. Kiedy mnie zwolniono, musiałam zarejestrować się jako bezrobotna i zrobiłam to jako „warsztat pisarski”. I tak właśnie pojawił się ten termin, który zaczęto stosować razem z warsztatami mechanicznymi, warsztatami protetyki stomatologicznej i podobnymi. To było ponad 47 lat temu”.
Od tego czasu jej kariera pisarska rozwijała się dzięki zbiorom opowiadań ( The Book of Wrong Journeys, Death Plays Dice i ostatnio Three Ways to Say Goodbye ), esejom ( A Home Away From Home. Foreign Writing i siedmiokrotnie wznawianemu Everything That Grows. Nature and Writing ) i powieściom ( Marx's Daughter i Don't Tell Him You Love Him ), a także wielu innym.
Oprócz tych spotkań, które oprócz pionierskich Warsztatów Twórczego Pisania im. Clary Obligado rozszerzyły się o Narodowy Uniwersytet Kształcenia na Odległość, Círculo de Bellas Artes i księgarnię Mujeres de Madrid, a także inne instytucje, w spotkaniach tych uczestniczyło kilka pokoleń pisarzy , których nazwiska pojawiają się obecnie w wiadomościach o nagrodach i premierach.
Dwukrotna członkini Honorowego Jury Nagrody Noblowskiej Clarín , Clara Obligado, kończąca redagowanie swojej kolejnej książki poświęconej drzewom, je dziś rano śniadanie w kawiarni La Ideal, spędzając miesiąc w Buenos Aires pomiędzy wywiadami i, oczywiście, warsztatami pisarskimi. I mówi te rzeczy.
Warsztaty Clary Obligado to święto. Święto rygoru, doświadczenia i radości pisania.
– Niektórzy twierdzą, że nie da się nauczyć pisania literatury. Od prawie 50 lat koordynujesz warsztaty kreatywnego pisania w Madrycie. Czy da się nauczyć pisać?
Moja córka, Camila, zebrała całe archiwum warsztatów od samego początku i analizuje je w ramach pracy magisterskiej, która pokazuje, jak warsztaty pisarskie dotarły do Europy za pośrednictwem licznych uchodźców, z Argentyny i innych miejsc. Mówimy o pracach z lat 80., kiedy to przekonanie podzielali ludzie o ugruntowanej pozycji, zazwyczaj z bardzo patriarchalnej kultury (trzeba to przyznać), którzy wierzyli, że pisania nie da się nauczyć. Pamiętam pisarza z tamtych lat, który powiedział mi: „Nie wierzę w warsztaty”. Odpowiedziałem: „Słuchaj, to nie jest kwestia wiary. Skoro mamy wierzyć, to ja też nie wierzę w prawo, a ty jesteś prawnikiem i uważam, że to, co może zrobić prawnik, jest o wiele bardziej szkodliwe, podczas gdy literatura nigdy cię nie skrzywdzi”. Toczyłem więc tę debatę do znudzenia: Czy pisania można się nauczyć? Czy pisarze rodzą się, czy stają się? Nadszedł czas, kiedy zacząłem mówić: „Wszyscy pisarze się rodzą; oczywiście, pisarze się rodzą. Zobaczymy, jak to się robi później”. Uważam swoją pracę za przywilej. To prawda, że w tej chwili i z wielu powodów mogłabym poświęcić się wyłącznie pisaniu. Ale nie zrobię tego, nawet gdybym była szalona. Moje życie to to, co dzieje się przy stole, rozmawiając o literaturze z ludźmi, których naprawdę lubię. Teraz warsztaty składają się z różnych grup prowadzonych przez Camilę Paz, Valerię Correę Fiz, Javiera Moralesa i Nurię Barrios. Każdego roku wybieramy temat i każda klasa nad nim pracuje, choć każdy robi to według własnego uznania. W przyszłym roku porozmawiamy o przyjaźni.
Clara Obligado sfotografowana w Ogrodzie Botanicznym. Zdjęcie: Fernando de la Orden.
– Kiedy pod koniec lat 70. zaczynał Pan prowadzić warsztaty, czy miał Pan jakieś doświadczenie w tym zakresie z Argentyny, czy też wymyślił Pan jakąś metodę?
– Człowiek wymyśla i nie wymyśla. Przywiozłem stąd Paulo Freire. Nie tylko dzięki lekturze jego dzieł, ale także dzięki nauce czytania i pisania nauczyłem się uczyć. Poza tym mam powołanie do nauczania, podobnie jak cała moja rodzina: uczył mój dziadek, uczył mój wujek, uczyła moja siostra, uczy mój siostrzeniec. To coś, w czym jesteśmy dobrzy, ale mówię o nauczaniu w sensie prowadzenia rozmów, a nie pouczania, a Paulo Freire to nie Sarmiento. Z tym doświadczeniem, które głęboko mnie ukształtowało, zacząłem w Madrycie. Ale, jak zawsze powtarzam, nie przyjechałem z biznesplanem. To po prostu się stało.
– Jak zostałaś nauczycielką pisania, którą jesteś dzisiaj?
Nie wiem, czy jestem mistrzem. Zawsze uważam się za baskijskiego pelotystę. Ludzie rzucają piłkę, a ja ją odbijam. Jestem w tym bardzo dobry. Być może to moja skuteczność: potrafię bardzo szybko odpowiadać. Z drugiej strony, głęboko wierzę w debatę. Wierzę, że to, co może nas uratować, to umiejętność mówienia, czasem dość stanowczo, dość wymagająco, o moim własnym charakterze, co może być autorytarne. Dlatego w każdej grupie pracujemy w oparciu o debatę. Każdy myśli, co chce, ale wszyscy się szanujemy. Literatura jest również punktem spotkań, a słowa mostem. Od Freire'a czerpię ideę, że słowa mogą nas zmienić.
– Jeśli siłą napędową pracy grupy jest debata, jakie jest uzasadnienie tej debaty? Czy wszystkie opinie są zawsze pomocne dla czytelnika tekstu?
– Pracuję z osobami na poziomie średnio zaawansowanym i zaawansowanym, co oznacza, że pracuję nad projektami książkowymi. Pierwszą rzeczą jest rozmowa z każdym, kto zgłasza się na warsztaty, i tworzę grupy z osobami, które z jakiegoś powodu moim zdaniem mogłyby dobrze współpracować ze mną lub z jednym z innych prowadzących warsztaty. Nigdy nie podejmuję się osób, które chcą ze mną pracować, jeśli uważam, że nie powinny. Ponieważ relacja jest jak małżeństwo, a ja nie żenię się z każdym. Dla mnie zagłębianie się w czyjś tekst to ważna praca, balansująca na granicy przyjaźni. To byłby więc pierwszy krok – selekcja. Następnie, na zajęciach, mamy system, który dobrze działa. Ludzie przynoszą teksty. Czasami reagują na coś, co proponuję, ale zawsze mówię im, że posłuszeństwo nie jest cnotą literacką. Wszyscy czytają to na głos, a ja proszę o informację zwrotną. Wszyscy? Nie. Wiem, kto potrafi dobrze zareagować. Generalnie opinie nie są zbieżne we wszystkich kwestiach, ale wykazują pewien wspólny objaw. Na koniec otwieram dyskusję na wypadek, gdyby ktoś chciał coś powiedzieć, ale bardzo szybko go ucinam, jeśli widzę, że nic nie wnosi. Dlatego radzę autorowi, żeby, jeśli trzy osoby coś powiedzą, się zastanowił. Ja również zapisuję ich wypowiedzi i daję im feedback. Ale ten feedback nie podlega dyskusji. Absolutnie nie. Możesz oczywiście zrobić, co chcesz. Możesz go przepisać, wyrzucić do kosza albo powiedzieć, że moja opinia jest bardzo zła.
Od pierwszej minuty nawiązała się więź, pojawiło się mnóstwo empatii i trafna krytyka, którą w dużej mierze podzielam. Nikt tam nie zadawał „głupich pytań”, a raczej inteligentne interwencje.
– Czy teksty są również chwalone?
– Wszyscy są bardzo dobrymi czytelnikami, a ja nie pracuję na pochlebstwach. To znaczy, muszą przychodzić na warsztaty już zranieni. Mówię to żartobliwie, ale rozumieją, że to takie czułe. Ale to też trudne. Czasami przychodzą z tekstem, z którego są naprawdę dumni, a on zostaje odrzucony. Ludzie, z którymi pracuję, nie przychodzą tam, żebym mógł im powiedzieć, jaki jesteś cudowny. To za drogie i głupie. Nie uczą się w ten sposób. A poza tym dużo czytamy. Teraz, latem, tworzymy plan lektur i przez cały rok prowadzimy siedem wykładów na temat tych lektur.
– Jak nauczyłaś się czytać i pisać, Claro?
– Tego można się nauczyć. Myśleć i myśleć o sobie. I myśleć o własnym tekście i dystansować się od siebie. Wszystkiego tego można się nauczyć. Nikt nie może cię nauczyć, jak być pisarzem; tego się nie da nauczyć. Na warsztatach robimy dwa rodzaje lektur. Na przykład, na początku kursu robimy rodzaj lektury miasta. Czytamy urbanistów lub Martina Kohana. Nic z tego nie pomaga w pisaniu, ale pomaga w myśleniu. Potem analizujemy teksty. Kiedyś napisaliśmy tekst, kopiując całą składnię Borgesa, ale odzierając go z semantyki. Fantastyczne ćwiczenie. Jednym z tematów, które często omawialiśmy, jest idea kradzieży, kopiowania i tego, gdzie jest granica. Jest książka kubańskiego pisarza Ronaldo Menéndeza, którą bardzo lubię, zatytułowana „Covers. In Solitude and Company” (Okładki. W samotności i towarzystwie ). Ronaldo to bardzo nietypowy facet; Mieszka w Madrycie i poproszono go o teksty do Iberii. Potrzebował pieniędzy i nie mógł niczego wymyślić. Więc na przykład zaczynał się od początku „Alefu”. Całego zdania. A stamtąd przechodził do czegoś innego. Książka zbiera wszystkie te teksty. Wydaje mi się, że literatura jest po to, żeby z niej korzystać. Rzecz w tym, że korzystanie z literatury oznacza umiejętność bardzo dobrego czytania. To znaczy, nie po to, żeby skopiować postać; to nonsens.
– Pierwszą reakcją na komentarz jest obrona samego tekstu. „Chciałem powiedzieć…”. Jak sobie z tym radzisz?
– To zabronione. Nie możesz odpowiedzieć; tekst odpowiada sam za siebie. Tylko za pierwszym razem, zazwyczaj, mówię im: „Pamiętaj, że to ostatni i jedyny raz, kiedy będziesz mógł mówić o swoim tekście, więc powiedz wszystko, co chcesz powiedzieć”. Bo pytam ich, czy zamierzasz dołączyć do każdego egzemplarza swojej książki i wyjaśniać go czytelnikowi? Czego tekst nie wyjaśnia, autor nie powinien wyjaśniać.
Clara Obligado sfotografowana w Ogrodzie Botanicznym. Zdjęcie: Fernando de la Orden.
– A co oni robią w takiej sytuacji?
– Wyjaśnia, co miał na myśli, i podczas gdy to robi, czuje się niedorzecznie. Więc od tamtej pory słuchają i są wdzięczni, bo szczerze mówiąc, posiadanie 10 czy 12 osób, które się o ciebie troszczą, ale nie są twoimi przyjaciółmi, które są wykształcone i szczerze wyrażą twoją opinię, jest bezcenne. Poza tym jest pewien ciekawy efekt. Jeśli tekst naprawdę mi się podoba, też go mocno krytykuję. Jeśli nie jestem nim specjalnie zainteresowany albo jest naprawdę słaby, zaznaczam niektóre rzeczy, bo nie są w stanie ogarnąć całej edycji naraz.
– Jak ci się sprawdza czytanie innych, skoro jesteś też pisarzem? Jak ci się udaje nie próbować przekształcać wszystkich w inną wersję siebie?
– Cóż, jestem bardzo dysocjacyjny. Jestem w tym momencie bardzo wyszkolony. Potrafię doskonale słuchać drugiej osoby z drugiej strony. A kiedy się gubię, wyjaśniam. Mogę powiedzieć: „Słuchaj, to tekst, który porusza kwestię języka. Szczególnie mnie to interesuje. Więc nie wiem, czy to, co ci mówię, mówię ci, bo mi się podoba, czy dlatego, że to prawda. Uwielbiam to”. Podobnie są teksty, które mnie w ogóle nie interesują, a jednak, jak mówi poeta Pedro Salinas w „La voz a ti debida”: „Chcę wydobyć z ciebie to, co najlepsze”. Mam uczestnika, który pracuje z mieszanką niemal sądowego języka i ironii. Co więc robię? Czy porównuję go do Pedra Lemebela? Nie. Porównuję go do siebie samego. A moim zadaniem byłoby znalezienie lektur, które by mu towarzyszyły. Dużo czytam i staram się wspierać moich uczniów lekturami.
– Skąd wiesz, że treść, w której znajdziesz powiązania, będzie widoczna dla ucznia?
– To ich problem. To nie mój. To znaczy, wiem, że to twoje lekarstwo, że ci dobrze zrobi. Weź je, jeśli chcesz, to nie mój problem. Ale oni mają narzędzia, żeby to czytanie stało się lekarstwem, bo czasami to po prostu czysta moc, a wtedy dana osoba nie ma na to siły. Dużo o tym rozmawiamy. To bardzo uprzejme, a jednocześnie bardzo partycypacyjne podejście. Poza tym, kłócą się ze mną i nie uwierzysz, że poświęcają mi tyle uwagi. Nie, nic ich to nie obchodzi. W zeszłym roku jeden ze studentów powiedział mi: „Czy zdajesz sobie sprawę, że poleciłeś w tym roku 322 książki?”
Pytania były inteligentne i merytoryczne, zadawane przez ludzi, którzy (jak każdy pisarz, zawsze) starali się rozwiązać swoje problemy za pomocą słów.
– Nie, nie ma mowy. Nie. Oni naciskają moje guziki, a ja polecam książki. Daj mi pięć minut, a ja ci polecę. Dlatego jestem bardziej jak baskijskie boisko do peloty niż cokolwiek innego. Atakują mnie, a ja reaguję. Jeśli idzie dobrze, jestem zadowolony. Jeśli nie, też się cieszę. I zmieniam zdanie. Wtedy mówię im: „Słuchajcie, chyba wczoraj popełniłem błąd albo wpadłem na jakiś inny pomysł”.
– Oczekuje się, że ktoś, kto uczęszcza na warsztaty przez lata, będzie chciał zostać pisarzem. Czy jest odwrotnie?
– Nigdy ich nie zmuszam. Nigdy, przenigdy, bo wiem, jaki ciężar niesie kariera literacka. Nigdy. Mam utalentowanego ucznia. Czyta bezbłędnie, jest przemiłą osobą, ale nie chce być pisarzem. Dlatego wielokrotnie mu powtarzałam: „Jeśli nie chcesz, to nie chcesz”. W każdym razie, w warsztacie jest wydawnictwo, w którym czasami publikujemy książki autorskie, a innym razem antologię. W tym roku sprzedaliśmy 800 egzemplarzy w ciągu jednego dnia na Targach Książki w Madrycie.
- Urodziła się w Buenos Aires, była wygnańcem politycznym z czasów dyktatury wojskowej i od 1976 roku mieszka w Hiszpanii.
- Jest absolwentką literatury i prowadziła pierwsze warsztaty kreatywnego pisania w tym kraju. Prowadziła tę działalność na wielu uniwersytetach i w różnych instytucjach, a także działa niezależnie.
- W 1996 roku otrzymała Nagrodę Kobiet Lumen za powieść La hija de Marx , a w 2015 roku Nagrodę im. Juana Marcha Cencillo za krótką powieść Petrarca para viajeros.
Clara Obligado sfotografowana w Ogrodzie Botanicznym. Zdjęcie: Fernando de la Orden.
- Opublikował antologie Please Be Brief 1 i 2 , będące kamieniami milowymi w realizacji mikroopowieści w Hiszpanii, a także tomy opowiadań The Other Lives, The Book of Wrong Journeys (który zdobył IX nagrodę Setenil za najlepszy zbiór opowiadań w 2012 r.), Death Plays Dice i The Water Library .
- Opublikował liczne eseje, w tym A Home Away From Home: Foreign Writing i ostatnio All That Grows: Nature and Writing.
Clarin