<em>Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki</em> to lekka, piękna i (na szczęście) samodzielna opowieść


Wspominanie Stana Lee może być niestosowne, skoro „Fantastyczna Czwórka: Pierwsze Kroki” nosi na rękawach swoje uwielbienie dla Jacka Kirby'ego . Ale Lee mawiał, że historie Marvela odzwierciedlają świat za naszym oknem. Zmarł w 2018 roku, tuż przed pandemią, która zmieniła nasze zachowania na gorsze, zmianą klimatu, która przekształciła burze w katastrofy, i nadejściem nowej, złotej ery oligarchów. Zanim pojawiła się pochłaniająca wodę sztuczna inteligencja, krypto, naloty na ICE , zgnilizna mózgu, doomscrolling i romanse. Ach, i zanim dreszczyk emocji związany z Kinowym Uniwersum Marvela zniknął z trzaskiem po Avengers: Koniec gry . Świat za naszym oknem? Jest ponury. Po co mielibyśmy chcieć go oglądać w IMAX-ie?
Zabawne jest więc, że najnowszy reboot Fantastycznej Czwórki, od pewnego siebie reżysera WandaVision Matta Shakmana , jest pierwszym razem w wyczerpującym i nastawionym na prawdopodobieństwo MCU, kiedy możemy dostrzec naprawdę inny świat. W kinach 25 lipca trafnie zatytułowany The Fantastic Four: First Steps oznacza debiut MCU jego tytułowych bohaterów, którzy byli cenioną własnością intelektualną wcześniej utraconą w otchłani 20th Century Fox. Sejsmiczne przejęcie konkurencyjnego studia przez Disneya oznacza, że Pan Fantastyczny i spółka mogą teraz rozpocząć przygodę z Avengersami. Ale samodzielny i w większości poskładany First Steps to mały krok do jaśniejszej przyszłości - lub przynajmniej taka jest nadzieja - i zaczyna się dobrze. Zrealizowany według formuły, ale z wizją, The Fantastic Four: First Steps jest niezłomny w swoim priorytecie misji: przypomnieć widzom, kim jest kobaltowy kwartet Marvela - ponownie - przed większymi crossoverami.
Fantastyczna Czwórka: Pierwsze Kroki zaprasza widzów na Ziemię-828 (ku czci legendarnego Jacka Kirby'ego), luksusową, kosmiczną, alternatywną krainę lat 60., gdzie cuda nauki są akceptowane – i nie są negowane przez sceptyków za pomocą podcastów. To także świat wolny od konfliktów. Nie ma tu widocznego ruchu na rzecz praw obywatelskich ani politycznych zawirowań w Wietnamie. Kiedy Fantastyczna Czwórka buduje wysysające energię słupy, gdy ich desperacka gra przeciwko pożeraczem planet Galactusowi – w tym jeden na nieskazitelnie czystym Times Square – międzynarodowa współpraca przychodzi łatwo. Optymizm epoki i obiecana utopia technologii, w głębokim kontraście z naszą prawdziwą dystopią technologiczną, są pięknie zrealizowane w tym lekkim, letnim, obiecującym filmie, który bardziej cieszy oko niż porusza serce i duszę.

The Fantastic Four: First Steps oznacza oficjalny początek szóstej fazy Marvela.
W przeciwieństwie do poprzednich produkcji z Fantastyczną Czwórką w roli głównej, które dążyły do dreszczyku emocji (dość kiepski reboot z 2005 roku) lub horroru cielesnego w stylu Davida Cronenberga ( naprawdę kiepski reboot z 2015 roku), motywem przewodnim filmu „Pierwsze kroki” jest skupienie się na stawianiu czoła nieznanemu. Ciekawość intelektualna i eksploracja kosmosu to sposób, w jaki ludzkość się rozwija. Jednak rodzicielstwo – starożytny obowiązek sięgający początków naszego gatunku – paraliżuje genialnego Reeda Richardsa, znanego światu jako Pan Fantastyczny (w tej roli funkcjonalny, ale wciąż pełen ojcowskiego temperamentu Pedro Pascal ). Perspektywa ojcostwa usztywnia nawet najbardziej rozciągniętego superbohatera.
Wokół Pascala Reeda stoją inni bohaterowie Marvela z „Pierwszej rodziny”, wszyscy ubrani w najprzytulniejsze niebieskie kostiumy, jakie kiedykolwiek zobaczysz. (Cosplayerzy będą się dobrze bawić w to Halloween). Jest eteryczna Vanessa Kirby jako Sue Storm, której moce niewidzialności i tarcz energetycznych szybko ustępują miejsca nowo odkrytemu macierzyństwu (które stanowi o całej jej osobowości); Joseph Quinn jako Johnny Storm, bardziej ascetyczny i mniej olśniewający niż interpretacje Chrisa Evansa i Michaela B. Jordana; oraz Ebon Moss-Bacharach jako Coś, którego kamienna skóra zdradza jego łagodne usposobienie. Choć ich występy wydają się niewystarczające – zwłaszcza Quinn, której Johnny jest najmniej wyrazisty z całej grupy – razem wzięte, ta obsada odnajduje swój właściwy, sitcomowy rytm. Są momenty (przepraszam za kalambur) w Baxter Building, ich wieżowcowej fortecy z eleganckimi wnętrzami z połowy XX wieku, kiedy studyjny śmiech nie byłby nie na miejscu w miksie audio. Między czwórką przemyka ich robot-asystent HERBIE. Zamienny z droidami z dowolnego spin-offu Gwiezdnych Wojen, ten mały człowieczek ma w sobie mnóstwo filmowego uroku.
Na początku filmu „Pierwsze kroki ” Fantastyczna Czwórka z Ziemi-828 jest zakorzeniona w swoim superbohaterskim stylu życia, a Shakman odtwarza ich korzenie Srebrnej Ery w przyspieszonym tempie. Mają wielbicielską publiczność i galerię łotrów, które umilają im dni. Przez sporą część pierwszego aktu filmu największym wyzwaniem dla tych postaci nie jest kolejny złoczyńca w sobotni poranek, ale zbliżające się przybycie piątego członka ich czteroosobowej rodziny. Sue jest w ciąży, a logicznie zorientowany Reed staje przed pytaniami, których nie rozwiąże żadna formuła. Takie są osobiste, ale nie przesądzające o losie świata, wyzwania, z którymi mierzy się Fantastyczna Czwórka, dopóki nie pojawi się postać z kosmosu.
Pierwszy kontakt (przynajmniej na tej Ziemi – Chitauri są tu nieznani) pojawia się w postaci Srebrnej Surferki (Julia Garner), istoty pokrytej niekiedy imponującymi efektami wizualnymi. Jest ona emisariuszką pożerającego światy giganta Galactusa (Ralph Ineson); jego imponujące rozmiary i groźna aura czynią go najbardziej przerażającym złoczyńcą Marvela ostatnich lat. Koniec z nawykiem tej serii, polegającym na żartach i gagach, które podważają antagonistę i jego powagę. Srebrna Surferka jest odpowiednio poważna i nawiedzona, a Galactus to koszmar nawiązujący do kanonu horroru kosmicznego H.P. Lovecrafta.

Vanessa Kirby wciela się w Sue Storm, znaną jako Niewidzialna Kobieta, w filmie Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki .
Choć „Pierwsze kroki” opowiadają o konfrontacji z nieznanym, ironią jest, że wpadają w schematy Marvela. Choć pozornie pociągające są motywy „Jetsonów” i argumenty ważące potęgę superbohaterstwa w zestawieniu z trudną odpowiedzialnością rodzicielstwa, to wciąż mówimy o filmie Marvela. Plusy i minusy, których można oczekiwać od kinowych projektów studia, są w nich zakorzenione: porywające sceny akcji, cięty humor i dynamiczne figurki, które zastępują postaci z krwi i kości. Wszystkie te wzloty i upadki są obecne w „Pierwszych krokach” na poziomie molekularnym. Jeśli to dobra wiadomość, prawdopodobnie jesteś na etapie oceniania. Jeśli to zła wiadomość, to znaczy, że jesteś tu nowy.
Nie będzie błędem stwierdzenie, że film wykracza poza aktorów i scenariusz, podobnie jak jego nieskazitelne projekty i lekka jak piórko ścieżka dźwiękowa Michaela Giacchino. (Triumfalny motyw chóru tworzy mnóstwo kapryśnej atmosfery z filmu „ Pierwsze kroki ”). Ale niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że to wszystko tandeta. Świat przedstawiony w „Pierwszych krokach” to prawdziwe osiągnięcie, a Marvel powinien mądrze zacząć przygotowywać swoją kampanię oscarową w kategoriach technicznych.
„First Step” przebija nisko poprzeczkę dla tej konkretnej subserii Marvela. Film średniej klasy sam w sobie byłby najlepszy. Shakman i jego współpracownicy stworzyli jednak dzieło ponadprzeciętne, które ogranicza jedynie przytłaczający ciężar znajomości. „First Steps” to dzieło, którego Marvel już nie stworzył, ale z tak zachwycającą estetyką i nostalgią (prawdopodobnie zapakowaną w pudełka po płatkach śniadaniowych Johnny'ego) dla świata, który nigdy nie istniał, jest to też coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliście .
W filmie „Pierwsze kroki” jest moment, który pokazuje samoświadomość MCU i nadzieję, że tonący moloch ma jeszcze szansę na przetrwanie. Podczas montażu, który (ponownie) przedstawia bohaterów, uwaga skupia się na Reedzie w trakcie wykładu o multiwersum dla znudzonych na śmierć uczniów. „Chcecie zobaczyć eksplozję?” – pyta, a oni wiwatują z zachwytu. Nie da się lepiej zilustrować opłakanego stanu MCU niż scena, w której demolka drzemie, podczas gdy niezrozumiały dorosły ględzi o równoległych Ziemiach. Ale odpalcie fajerwerki i zobaczcie, jak szybko dzieciaki staną na nogi.
esquire