Edukacja: standardy, których nigdy nie spełniono i nieobecny prezydent

Jakie są podobieństwa między National Education Law 26.206, Provincial Education Law 13688, Law 26.075 on Educational Financing, Higher Education Law 24.521, zaktualizowanym w 2006 r., Law 14.637 on the Absence Regime for Pregnant Students, Law 26.150 for the National Comprehensive Education Program, Technical Education Law 26.058, Law 25.864, które gwarantuje 180 dni zajęć, a innymi przepisami skierowanymi do sektora? Odpowiedź jest prosta: żadne z nich nie jest egzekwowane.
Wszystkie z nich, zebrane w jednym akapicie, wydają się zbiorem przepisów administracyjnych i biurokratycznych, z którymi mało kto jest prawdopodobnie zaznajomiony dogłębnie. Jaki jest sens tego porównania? Aby zdać sobie sprawę, że problem argentyńskiej edukacji jest poważny i że jego rozwiązania nie są powiązane z zasadami i przepisami administracyjnymi, które okazują się nieskuteczne, ponieważ gdy nie są stosowane i nie są karane za ich nieprzestrzeganie, kończą jako zimny atrament na papierze. W rzeczywistości, gdybyśmy porównali wszystkie ustawy oświatowe dotyczące szkolnictwa podstawowego i wyższego w każdej prowincji, doszlibyśmy do tego samego wniosku: nie spełniają one swoich celów, a wiele z nich wręcz się pokrywa i modyfikuje.
Na przykład ustawa 25 864, uchwalona dwie dekady temu, która gwarantowała 180 dni nauki dla wszystkich uczniów w kraju, nigdy nie została wdrożona od momentu jej zatwierdzenia. Na domiar złego, prawie 90% argentyńskich szkół podstawowych oferuje zajęcia jednodniowe. W porównaniu z innymi krajami w regionie, nasz kraj oferuje niewiele godzin zajęć rocznie, ponieważ, z wyjątkiem Buenos Aires, w pozostałych dystryktach nie ma prawie żadnych szkół całodniowych. Zgodnie z prawem, w najlepszym przypadku w szkołach podstawowych rocznie odbywałoby się od 720 do 750 godzin zajęć, w porównaniu do 1800 w Chile. Podobno zostało to rozwiązane przez ustawę o finansowaniu edukacji, która zaproponowała, aby 30% szkół miało zajęcia całodniowe do 2010 r., ale ten cel również nie został osiągnięty, nawet połowa tego celu do 2025 r., ani kompleksowe finansowanie wymagane przez prawo. A co gorsza, dzisiaj, zamiast wdrożyć, rozwiązanie, jakie znalazł rząd libertariański, polegało na zawieszeniu go; nie próbował nawet wdrożyć go w połowie, wymazując swoją odpowiedzialność w tej sprawie jednym pociągnięciem pióra. Oczywiście, wszystko to pogarsza alarmujące wyniki, jakie mamy dzisiaj: dzieci, które kończą pierwszy cykl szkoły podstawowej, nie umiejąc czytać, lub uczniowie, którzy kończą szkołę średnią, nie umiejąc czytać ze zrozumieniem, co widać po spadku wyników krajowych i międzynarodowych testów oceniających umiejętności.
Wszystkie wyżej wymienione przepisy mają szlachetne cele i treść, do których każdy rodzic chciałby dążyć, projektując szkołę, a zatem edukację swoich dzieci. Jednak pozostajemy ograniczeni do oświadczeń, do tego stopnia, że nie możemy nawet zagwarantować minimalnej liczby godzin szkolnych dla wszystkich dzieci w kraju lub obowiązkowej edukacji średniej, do czego jesteśmy dalecy. W odpowiedzi na problem edukacyjny partia rządząca nie ma już Narodowego Funduszu Motywacyjnego dla Nauczycieli ani Narodowego Funduszu Gwarancji Wynagrodzeń, a „krajowe” źródło finansowania edukacji stopniowo zanika. Widzimy to, przeglądając pozycje, które wyparowały w 100% w zeszłorocznym wykonaniu budżetu, takie jak poprawa jakości edukacji; Conectar Igualdad (Connect Equality), wzmocnienie terytorialne i wszelkiego rodzaju transfery do prowincji. A w kraju, w którym nauka w szkole jest obowiązkowa dla dzieci od 4 roku życia, nastąpił 70% spadek w edukacji wczesnoszkolnej. Inne pozycje spadły o 30–75%, wszystkie ważne. W tym roku scenariusz się powtarza.
Na uniwersytetach rzeczywiście istnieje potrzeba debaty na temat tego, jak regulować usługi edukacyjne, które kiedyś służyły jako model, ponieważ publiczny uniwersytet jest w poważnym kryzysie i ta rzeczywistość musi zostać rozwiązana. Ale wydaje się, że są postrzegani jako „wrogowie ludu”, ponieważ libertariańskie rozwiązanie polega po prostu na pozbawieniu ich funduszy. I tak było od samego początku. Nieudany projekt budżetu na rok 2025, który nigdy nie został zatwierdzony, zakładał przeznaczenie jednej trzeciej tego, o co wnioskowała Narodowa Rada Międzyuniwersytecka, na pokrycie wynagrodzeń i kosztów finansowania. To powoduje, że uniwersytety są w ciągłym konflikcie z rządem. Nie ma tutaj wspólnej odpowiedzialności z prowincjami, ponieważ system uniwersytecki jest wyłączną odpowiedzialnością rządu krajowego, ale rozwiązaniem wydaje się być ignorowanie problemu. Prawo tak stanowi, chociaż, jak widać, ma to niewielkie znaczenie.
Wszystko to leży na stole. Problem istnieje; jest namacalny. Przeżywamy prawdziwą tragedię edukacyjną, z rządem, który albo nie jest zainteresowany tą kwestią — znacznie bardziej niż inni, którzy również nie zrobili tego dobrze — albo proponuje absolutnie niewykonalne propozycje, takie jak finansowanie edukacji za pomocą bonów, jednocześnie wskazując, że po drugiej stronie stołu są związki zawodowe nauczycieli, które zarządzają systemami edukacji, jakby były politycznymi okopami i działają zgodnie z partią rządu, której się sprzeciwiają. Problem bez rozwiązania, który, co gorsza, prezydent Milei najwyraźniej nie obchodzi. Zobaczmy, nigdy nie mówi o edukacji; w zeszłym roku niechętnie włączył zobowiązanie do edukacji do nieudanego „Paktu Majowego”, który nie narzucał ani jednego działania następczego. Jego rząd wydaje bony — w rzeczywistości dotacje — tylko rodzinom, aby pomóc im zapłacić za naukę ich dzieci w tańszych szkołach prywatnych. Szkoły te stają się jedyną prywatną działalnością nastawioną na zysk poza ich funkcją edukacyjną. Państwo dofinansowuje podaż — dotacjami z okręgów do szkół — a teraz także popyt, dzięki tej pomocy dla rodzin. Ale polityka edukacyjna stała się przede wszystkim oświadczeniem dobrych intencji deklarowanych w ustawach, które uzyskały niezbędny konsensus, aby stać się politykami stanowymi, ale które nigdy nie są w pełni wdrażane.
Najnowszy przykład miał miejsce w zeszłym roku, kiedy rządząca partia i jej sojusznicy ogłosili edukację „niezbędną usługą”. Dwa miesiące później przedstawili budżet, który praktycznie pozbawił ją funduszy i przerzucił całą odpowiedzialność na prowincje (co? Czy nie była niezbędna?). A może było to po prostu prawo ograniczające konstytucyjne prawo nauczycieli do protestu? Kolejne prawo skazane na porażkę, ponieważ aby bronić niezbędności usługi, rządy krajowe i prowincjonalne muszą najpierw wypełnić swoje obowiązki — w tym przypadku priorytetowo traktować inwestycje, dotrzymując obietnic złożonych przy podpisywaniu Paktu Majowego.
Doświadczyliśmy ponad trzech dekad spadku jakości edukacji, a w najlepszym razie alarmującej stagnacji. Wystarczy spojrzeć, jak powoli i stopniowo sąsiednie kraje zdołały wydostać się z najbardziej zacofanych miejsc i poprawić swoją edukację. Niedawna historia pokazuje tylko porażki, a obecny rząd chwieje się w tej kwestii. Co gorsza, robi to, demonstrując swoje skąpe zainteresowanie edukacją, lekceważąc i niedofinansowując publiczne uniwersytety, naukę i technologię oraz badania. I podejmując decyzję o ignorowaniu, nawet wbrew obecnym przepisom edukacyjnym, decyzji i finansowania edukacji przez rząd krajowy. Ale wystarczy spojrzeć na jego działania: od czasu objęcia urzędu, prezydent był widziany tylko w jednej szkole, prywatnej, tej samej, do której chodziliśmy z jego siostrą Kariną i ja, i nie odwiedził żadnej szkoły publicznej. Posłuchaj także jego słów: „Edukacja publiczna wyrządziła wiele szkód poprzez pranie mózgów ludziom”.
Przy tym oczywistym braku zainteresowania ze strony władzy rządzącej, jeśli niewykonalne regulacje będą się nadal piętrzyć, gromadząc jedynie papier w archiwach, jeśli nie będą realizowane konkretne cele, a edukacja będzie nadal preferowanym sektorem do cięcia, wynik jest jasny i nie potrzeba żadnego prawa ani wcześniejszej oceny, aby określić wynik: za kilka lat będziemy w gorszej sytuacji. Tak złej, że będziemy mieć trudności z rozpoznaniem siebie w naszej własnej historii.

lanacion