Tysiące niewolników zginęło na krzyżu: bunt Spartakusa doprowadził Rzym na skraj przepaści i zakończył się masakrą


Ilustracja Simon Tanner / NZZ
Zaczęło się niewinnie. Latem 73 roku p.n.e. niewolnicy ze szkoły gladiatorów niedaleko Kapui w południowej Italii planowali ucieczkę. Powtarzało się to wielokrotnie. Nic dziwnego. Gladiatorzy wiedli niebezpieczne życie; życie w szkołach było wręcz nie do zniesienia. Mężczyźni byli traktowani jak zwierzęta przez mistrzów gladiatorów, którzy kupowali niewolników na własne potrzeby: jeńców wojennych, przestępców i ubogich robotników rolnych.
NZZ.ch wymaga JavaScript do obsługi ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Niewolnicy byli szkoleni w odpowiednich technikach walki i musieli występować na arenach. Jako wojownicy z włóczniami, mieczami, maczugami i sztyletami. W zbrojach i bez. W mniej lub bardziej oryginalnych przebraniach. Na przykład jako bóg morza Neptun. Nago, uzbrojeni jedynie w trójząb i sieć rybacką. Czasami gołymi pięściami. Walki odbywały się według jasnych zasad. Ale były krwawe. Obrażenia były na porządku dziennym, a czasami dochodziło nawet do zgonów.
Przedsiębiorcy zatrudniający wojowników zarabiali krocie. Walki gladiatorów cieszyły się popularnością. W samym Rzymie odbywało się ich kilkanaście rocznie; arena była nieodłącznym elementem każdego szanującego się miasta rzymskiego. Jako gladiator można było zdobyć sławę. Cena była jednak wysoka, a pensja skromna. Nawet doświadczeni wojownicy przez długi czas pozostawali niewolnikami, własnością mistrza gladiatorów, który wystawiał ich na pokazach według własnego uznania.
Aby uciec od swojej niegodnej egzystencji, wielu gladiatorów popełniało samobójstwo. Seneka opowiada o Germańczyku ze szkoły gladiatorów, który w desperacji wepchnął sobie do gardła kij z gąbką, wiszący na latrynie i służący do czyszczenia odbytu. Inny podobno celowo odchylił się od rydwanu podczas transportu na arenę tak daleko, że jego głowa zahaczyła o szprychy koła, łamiąc mu kark. Masowe samobójstwa gladiatorów są wspominane kilkakrotnie.
noże i szaszłykiNiektórzy próbowali uciec. Ale nie było to łatwe. Szkoły gladiatorów były strzeżone równie pilnie jak koszary. Wojownicy byli stolicą nauczycieli. Wyszkolonych mężczyzn nie można było znaleźć na ulicach, a inwestycja w szkolenie miała się opłacić. Ci, którzy uciekli, musieli spodziewać się najgorszego: surowych kar i tortur. Ostatecznie jednak być może lepiej było podjąć próbę uwolnienia się, niż poddać się losowi bez oporu.
Niewolnicy ze szkoły gladiatorów w Kapui odważyli się. I odnieśli sukces. Podobno dwustu z nich zaplanowało ucieczkę. W ostatniej chwili przedsięwzięcie groziło fiaskiem. Spisek został zdradzony. Mimo to około osiemdziesięciu mężczyznom udało się uciec. Obezwładnili strażników, chwycili za broń i uciekli. Plutarch pisze, że wcześniej uzbroili się w noże i rożny w kuchni. Nie mieli dostępu do broni, której używali do treningów i pokazów. Trzymano ich pod kluczem. To było mądre.
Krótko po ucieczce zbiegowie zaatakowali drogę wozu z bronią szermierczą. Następnie wybrali dowódców. Jeden z nich nazywał się Kriksos, a drugi Ojnomaos. Obaj byli Galami. Spartakus został mianowany głównodowodzącym. Olbrzym, pochodził z Tracji, dzisiejszej Bułgarii. Występował na arenie jako „Murmillo”. Byli to elitarni gladiatorzy. Najtwardsi z nich. Walczyli dużą, prostokątną tarczą i ciężkim mieczem legionistów. Ich broń i zbroje ważyły prawie 20 kilogramów.
Spartakus był nie tylko silny. Mówiono, że wyróżniał się również bystrym umysłem i dobrym charakterem. Starożytny historyk Appian pisze, że służył wcześniej w armii rzymskiej. Następnie zdezerterował, został pojmany i zniewolony, a następnie pracował jako instruktor fechtunku. Czy to prawda, nie wiadomo. Fakt, że powstanie przez długi czas odnosiło sukcesy, zdaje się to potwierdzać: Spartakus doskonale wiedział, jak funkcjonuje legion. I czego oczekuje się od jego dowódców.
Bitwa pod WezuwiuszemKiedy właściciel szkoły gladiatorów dowiedział się o ucieczce, zebrał oddział ochotników i wysłał ich za niewolnikami. Nie przyniosło to skutku. Mężczyźni zostali pokonani. Tymczasem wieści o ucieczce gladiatorów rozprzestrzeniły się lotem błyskawicy. Niewolnicy, pasterze i zbiegli jeńcy wojenni przybyli z całego świata i dołączyli do oddziału Spartakusa. Większość z nich stanowili Galowie, Trakowie i plemiona germańskie. Ale dołączyli również Rzymianie. Zubożali chłopi, robotnicy dniówkowi.
Razem maszerowali przez Kampanię i Lukanię, rabując, by zdobyć to, czego potrzebowali do przetrwania. Wkrótce, jak mówi Appian, było ich dziesięć tysięcy. Ta liczba nie jest wcale przesadą. W każdym razie lokalne organy ścigania nie były w stanie stłumić buntu. Niewolnicy z łatwością pokonali o wiele za małe, słabo zorganizowane oddziały.
W Rzymie również ludzie słyszeli o powstaniu i zareagowali. Ale bez przekonania. Nie traktowali sprawy całkowicie poważnie. Dochodziło do kolejnych buntów niewolników. Ale po kilku tygodniach zawsze gasły. Nie było więc powodu do obaw. Senat wysłał pretora. Nie konsula, tylko drugiego w hierarchii urzędnika. I nie otrzymał regularnego wojska. Musiał je sam zwerbować. Komisarz, Gajusz Klaudiusz Glaber, zebrał trzy tysiące ludzi. Byli mniej więcej słabo wyszkoleni i średnio zmotywowani, ponieważ w tej bitwie nie było szans na dobry łup.
Niewolnicy rozbili obóz na zboczu Wezuwiusza, który w tamtym czasie porośnięty był drzewami i krzewami aż po sam szczyt. I dzikimi pnączami. Nikt nie wiedział, że Wezuwiusz jest wulkanem. Ostatnia erupcja miała miejsce tak dawno temu, że nikt o niej nie pamiętał. Spartakus sprytnie wybrał bazę. Niewielka równina, na której niewolnicy rozbili obóz, była otoczona skałami z trzech stron i miała tylko kilka łatwych do opanowania wejść. Kazała Glaberowi ją zająć i nakazała żołnierzom czekać, aż rebeliantom skończy się woda i jedzenie.
Koń pretoraSpartakus najwyraźniej to przewidział. Zabezpieczył wyjście awaryjne. I poczynił przygotowania: rebelianci splatali drabiny z wąsów dzikiej winorośli, umożliwiając im wspinanie się po skałach bez wiedzy Rzymian. Okrążyli górę, zaatakowali ludzi Glabera od tyłu i rozgromili ich. Żołnierze uciekli w panice.
Teraz nie było już dla nich żadnego sposobu na powstrzymanie ich. Zachęcone sukcesem, wojska Spartakusa zaczęły atakować posiadłości i wsie. I niszczyć je. Podobno zdewastowali całe miasta, takie jak Nola, Nuceria, Tury i Metapont. Niemal każdego dnia do ruchu przyłączało się coraz więcej niezadowolonych. Wkrótce, jak pisze Appian, było ich podobno siedemdziesiąt tysięcy. Ta liczba nie jest dokładna. Ale bunt osiągnął poziom, który wpędził Rzymian w rozpacz. Wysłano drugą armię rzymską. I została ona zmieciona. Według Plutarcha, jeden z dowódców został obezwładniony przez niewolników podczas kąpieli w pobliżu Pompejów.
Przez miesiące Spartakus i jego ludzie dowodzili rzymskimi wojskami. Mniejsze bitwy wybuchały wielokrotnie. Buntownicy odnosili wszystkie zwycięstwa. Rzymscy oficerowie próbowali się wyróżnić, podejmując śmiałe natarcia. Bezskutecznie. Jeden po drugim hańbili się. Niewolnicy zdobywali prestiżowe łupy: konie pretora, sztandary kilku kohort i pęki rózg, takie same, jakie nosili słudzy urzędników jako symbol ich władzy.
Rzymscy żołnierze nie mieli szans na potęgę niewolników. Trzon oddziałów Spartakusa stanowili gladiatorzy. Machiny bojowe. Często byli lepiej wyszkoleni niż legioniści. Przez miesiące zdobyli pokaźny arsenał broni. I walczyli z odwagą wynikającą z desperacji. Jeśli zostaną schwytani, czeka ich bolesna śmierć. Wszyscy o tym wiedzieli.
Jeden na dziesięciu ginieNa początku 72 roku p.n.e. niewolnicy zaczęli przemieszczać się na północ. Prawdopodobnie również do Rzymu. Dopiero wtedy Senat uznał powagę sytuacji i wysłał regularne wojska pod dowództwem konsula. Nie było to łatwe. Wojska były zajęte. W Hiszpanii, na Bałkanach, w Azji Mniejszej. Wszędzie tam, gdzie były potrzebne. Armia rzymska była stosunkowo niewielka w porównaniu z rozmiarami imperium. Na początku I wieku p.n.e. było ich 25–30 legionów. Wliczając wojska pomocnicze, około 150 000 ludzi. To wystarczyło, aby zabezpieczyć zarzewia konfliktów na granicach. Niewiele więcej.
Armia Spartakusa umiejętnie rozszerzyła pole bitwy. Walki toczyły się w całej Dolnej Italii i Apeninach. Część rebeliantów dotarła do Górnej Italii. W pobliżu Mutiny, dzisiejszej Modeny, pokonali oddział dowodzony przez namiestnika Galii. W Rzymie mówiło się już otwarcie o wojnie. Wojna wkrótce weszła w trzeci rok, a Rzym nie zdołał przejąć nad nią kontroli. Według Appianusa, do końca Spartakus miał zgromadzić wokół siebie 120 000 ludzi.
Senat podjął decyzję o mobilizacji wszystkich swoich sił. Marek Licyniusz Krassus, człowiek o ogromnym bogactwie i niemałych umiejętnościach wojskowych, objął naczelne dowództwo. Z sześcioma legionami, z których część stanowiły nowo zrekrutowane oddziały, wyruszył przeciwko Spartakusowi, połączył wojska w środkowej Italii z resztkami wojsk konsularnych i ruszył na całość. Aby uświadomić żołnierzom powagę sytuacji, podobno zdziesiątkował część wojsk. Zgodnie z dobrym starożytnym rzymskim zwyczajem oznaczało to śmierć co dziesiątego żołnierza. Los decydował o tym, kto zginie. Był to środek dyscyplinarny, mający na celu zapewnienie jeszcze większej determinacji pozostałych żołnierzy.
Krassus również został początkowo oszukany. Zamiast szukać bitwy w środkowej Italii lub maszerować na Rzym, Spartakus zgromadził swoje wojska w południowej Italii, na końcu buta. Jego celem było przetransportowanie ludzi na Sycylię. Niełatwe zadanie. I nie powiodło się. Piraci, którym Spartakus zlecił ich przetransportowanie, opuścili go. Krassus od tego czasu posunął się naprzód, a legiony z Tracji i Hiszpanii gromadziły się w Kalabrii i Apulii. Rzymianie zbudowali potężne fortyfikacje między Morzem Jońskim a Tyrreńskim, blokując drogi ucieczki niewolników.
Zwycięstwo RzymuPo serii potyczek, decydująca bitwa rozegrała się nad rzeką Silarus, na granicy Kampanii i Lukanii. Wojska Spartakusa znacznie się zmniejszyły. Prawdopodobnie nadal liczyły około 30 000 ludzi. Stanęli naprzeciwko rzymskiej armii liczącej od 60 000 do 70 000 żołnierzy – mniej więcej takiej, jakiej Cezar użył do podporządkowania Galii dekadę później. Bitwa podobno trwała długo, ale jej wynik był jednoznaczny: Rzym pokonał buntowników. Spartakus został ranny, ale podobno walczył dzielnie, aż w końcu zmarł. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.
Po śmierci Spartakusa rebelianci byli zdezorientowani i zniechęceni. Ich duch walki zgasł, a opór załamał się. Wszystko zakończyło się masakrą. Podobno zginęło ponad dziesięć tysięcy niewolników. Kilka tysięcy uciekło, ale nie zaszło daleko. Pobiegli w kierunku legionu nadciągającego z północnej Italii. Sześć tysięcy rebeliantów zostało schwytanych i ukaranych – w okrutny sposób. Appian pisze, że Krassus kazał każdego z nich ukrzyżować. Na Via Appia, między Kapuą a Rzymem. Wzdłuż najważniejszego szlaku transportowego Italii, zmarli mieli świadczyć o tym, co czeka tych, którzy odważą się rzucić wyzwanie państwu rzymskiemu.
Zwycięstwo Rzymu. Ale okupione wysoką ceną. Wojna Spartakusa była hańbą, ocenił historyk Florus jakieś dwieście lat później. Niewolnicy chwycili za broń przeciwko państwu rzymskiemu! Na to nie można było pozwolić. Ludzie bez żadnej pozycji społecznej wpędzili społeczeństwo w tak trudną sytuację, że ratunkiem mogła być jedynie mobilizacja ostatnich rezerw. Dezerter zdołał przechytrzyć rzymskie legiony sprytną taktyką partyzancką. Nie dało się tego ukryć, pomyślał Florus. Totalna porażka instytucji.
Appian, który również pisał w pierwszej połowie II wieku n.e., przedstawia całą sprawę w łagodniejszym świetle. Ocenia Spartakusa w szczególności bardziej pozytywnie: jako bezwzględnego generała, który oczywiście zrobił wszystko, by zaszkodzić Rzymowi. Podobno rytualnie poświęcił trzystu rzymskich jeńców wojennych jako ofiarę pogrzebową za poległego towarzysza. Jednocześnie jednak Appian przedstawia go jako człowieka napędzanego pragnieniem wolności. Podobno przekonał swoich współniewolników do ucieczki: powinni walczyć o wolność, a nie dać się wykorzystać dla tandetnego widowiska.
Appian donosi również, że Spartakus ściśle dbał o to, by łupy z jego najazdów były równo rozdzielane między buntowników. Zakazał posiadania złota i srebra. Najwyraźniej nie rościł sobie prawa do żadnej specjalnej pozycji. W sprawach wojskowych dowodził. Hierarchia była pod tym względem jasna. Poza tym wszyscy byli równi. Plutarch przedstawia Spartakusa niemal jako szlachetnego dzikusa. Był dumny, bystry i o łagodnym charakterze, pisze: „lepszy niż jego pozycja i los – i bardziej grecki niż jego pochodzenie”.
„Najsłynniejszy człowiek całej starożytności”Stąd linia prowadzi niemal bezproblemowo do Karola Marksa. W liście do Fryderyka Engelsa z lutego 1861 roku donosił, że wieczorami czytał Appiana dla relaksu. Spartakus całkowicie go urzekł: „…najsłynniejszy człowiek, jakiego ma do zaoferowania cała historia starożytna. Wielki generał (nie Garibaldi), szlachetny charakter, prawdziwy przedstawiciel starożytnego proletariatu”. Jasny osąd, a Marks nie był jedynym, który gloryfikował Spartakusa w ten sposób. Jeszcze przed rewolucją francuską stał się uosobieniem bohatera wolności. Lessing zaplanował dramat o nim, podobnie jak Grillparzer. Żaden z nich nie został ukończony.
Komuniści uczynili Spartakusa ikoną. Róża Luksemburg i Karl Liebknecht nazwali stowarzyszenie socjalistycznych marksistów, które zaplanowało rewolucję proletariatu podczas I wojny światowej „Ligą Spartakusa”. Przywódca niewolników użyczył również swojego imienia „Spartakiadzie”, radzieckiemu odpowiednikowi igrzysk olimpijskich. Stanley Kubrick wcielił się w trackiego niewolnika w swoim epickim filmie z 1960 roku, w którym Kirk Douglas grał rolę niezłomnego bohatera wolności. Serial telewizyjny z 2013 roku przedstawił go jako apokaliptycznego mściciela pokrzywdzonych.
Spartakus wciąż żyje, jeśli chodzi o wolność i bunt. Trudno jednak powiedzieć, jakie były prawdziwe intencje historycznego Spartakusa. A jeszcze trudniej określić, czego chcieli jego współspiskowcy. Ich sytuacje życiowe były zbyt zróżnicowane, by mogli zjednoczyć się w dążeniu do wspólnego celu. Powstanie nie miało jasno określonego planu. Wydaje się, że było motywowane krótkoterminowymi względami. Orszak przemieszczał się wszędzie tam, gdzie mógł zebrać łupy lub nękać rzymskie wojska – aż sam został nękany.
Wielki generałWojska Spartakusa były czymś więcej niż bandą rabusiów. Ale motywy polityczne były im zupełnie obce. Nie planowali reorganizacji państwa. Świadczy o tym fakt, że uniknęli inwazji na Rzym. 40, 50 tysięcy uzbrojonych ludzi z łatwością zaatakowałoby społeczeństwo w centrum władzy. Nie zrobili tego, mimo że kilkakrotnie zbliżyli się do stolicy. Nie dlatego, że nie czuli się wystarczająco silni. Chcieli uwolnić się od opresyjnych warunków, w których tkwili w pułapce. Nic więcej. I w pewnym momencie prawdopodobnie nie byli w stanie uciec od szaleństwa grabieży.
Być może Spartakus padł ofiarą swojego początkowego sukcesu i mglistych nadziei, jakie pokładali w nim jego zwolennicy. Po zwycięstwie pod Mutiną droga do opuszczenia Italii stałaby się otwarta – do Galii, Germanii lub Tracji. Być może Spartakus wróciłby do ojczyzny, gdyby jego zwolennicy nie namawiali go, by poprowadził ich z powrotem do środkowej i południowej Italii. Fakt, że pozornie niezwyciężone siły od tego momentu znajdowały się w coraz większym niebezpieczeństwie, wynikał nie tylko z koncentracji sił przez Rzym, ale również z faktu, że ich wewnętrzna jedność zaczęła się rozpadać.
Kim był Spartakus, na zawsze pozostanie tajemnicą. „Najsłynniejszy człowiek, jakiego ma do zaoferowania cała starożytna historia”, jak ujął to Marks? Biorąc pod uwagę jego skłonność do okrucieństwa, wątpliwości są uzasadnione. Z pewnością nie był prawdziwym przedstawicielem starożytnego proletariatu, pomimo „komunizmu”, który wprowadził w swojej armii. Miał równie mało perspektyw politycznych, co pojęcia o tym, jak sprawiedliwe państwo może funkcjonować gospodarczo. Jedno jednak było bez wątpienia Spartakusem: był znakomitym generałem. W końcu udało mu się z pstrokatej bandy desperatów stworzyć armię, która trzymała rzymskie państwo w napięciu przez prawie trzy lata, doprowadzając je w pewnym momencie na skraj przepaści.
Rewolucje kształtują historię i zmieniają świat. Ale jak do nich dochodzi? Co jest potrzebne, aby wybuchły? Co sprawia, że odnoszą sukces, a co prowadzi do porażki? I jakie są ich skutki uboczne? W serii artykułów w nadchodzących tygodniach omówimy wybrane rewolucje i ich konsekwencje. 19 lipca historyk André Holenstein opowie o szwajcarskiej wojnie chłopskiej z 1653 roku.
nzz.ch