Nick Cave był w piekle i z powrotem, dlatego jego muzyka brzmi jak niebiańska

Około trzech czwartych występu Nicka Cave'a i Bad Seeds w piątkowy wieczór w Columbus, Ohio, w spokojnej chwili między piosenkami, pewien dżentelmen miał prośbę o piosenkę: „ Uwolnij Bats !” krzyknął. Ale „Uwolnij Bats” to piosenka z 1981 roku drugiego zespołu Cave'a, post-punkowych , grunge'owych gotyckich sprzedawców hałasu znanych jako The Birthday Party. Cave — który dzięki niesamowitej scenicznej obecności, która pozwala mu postrzegać wszystko, co dzieje się wokół niego, na scenie lub na widowni — odpowiedział na prośbę: „Zły zespół”, powiedział, zauważając, że musiał się zastanowić, czy zespół, który ją wykonał, nie był tym samym zespołem, z którym był na scenie.
To był oczywiście żart, przykład skromnego dowcipu Cave'a zmieszanego z jego wieczną niechęcią do tolerowania głupców: ta trasa, promująca jego 18. album z Bad Seeds, „ Wild God ”, jest absolutnym przeciwieństwem wszystkiego, co kiedykolwiek zrobił The Birthday Party. Oczywiście sugerowano, że jeśli spojrzałeś na 10 muzyków na scenie (wliczając czteroosobowy chór gospel) i pomyślałeś, że to będzie dobry czas na dwie i pół minuty industrialnego grunge'u i wrzaskliwego, histerycznego wokalu, to przyszedłeś na zły koncert.
Jeśli znasz Cave'a za sprawą jego nihilizmu w latach The Birthday Party lub wersji Bad Seeds z lat 90., albo może za sprawą jego bardziej osobliwego materiału w stylu noir w filmach lub telewizji — na przykład jego piosenka „ Red Right Hand ” z 1994 r. znalazła się w czołówce „ Peaky Blinders ” — wybaczysz sobie, jeśli pomyślisz, że to może wydawać się odrobinę przestarzałe lub po prostu nie w twoim stylu.
Co jest niefortunne, ponieważ Nick Cave na scenie (i na płycie) w 2025 roku dostarcza większego, jaśniejszego rodzaju transcendencji, niż można było doświadczyć nawet 15 lat temu. Jest tyle piękna i radości; są wspólne śpiewanie, jest wezwanie i odpowiedź, a także jest solidna dawka humoru, sarkazmu i autoironii. Dzieje się tak, ponieważ Cave wykonuje pracę każdej nocy, aby dostarczyć noc odkupienia w różnych odcieniach i smakach. Refren tytułowego utworu albumu, drugiego utworu w zestawie, ogłasza: „Bring your spirit down” i w tym momencie koncertu będziesz chciał podążać za nim, gdziekolwiek pójdzie.
Nick Cave na scenie (i w płytach) w roku 2025 oferuje większy, jaśniejszy rodzaj transcendencji, niż można było doświadczyć nawet 15 lat temu.
Wydany pod koniec 2024 roku „Wild God” to żywy, bujny, niemal surrealistyczny zbiór piosenek, dlatego trasa, która je w swojej istocie prezentuje, została skonstruowana tak, aby to wspierać. Scena jest rozległa i wielopoziomowa, a cztery wokalistki wspierające — ubrane w srebrną lamę (lub całkowicie czarną) i wystylizowane przez żonę Cave'a, Susie, byłą właścicielkę linii odzieżowej znanej jako The Vampire's Wife — są ustawione na szczycie aranżacji. Na drugim poziomie, dokładnie na środku, znajduje się perkusista Jim Sclavunos, który współpracuje z Cave'em od 1994 roku, energicznie i stanowczo posługujący się różnymi instrumentami — obserwuj go podczas „Red Right Hand”, gdzie nigdy nie przestaje się ruszać.
Nick Cave z Nick Cave and The Bad Seeds występuje na BP Pulse Live 15 listopada 2024 r. w Birmingham w Anglii. (Katja Ogrin/Redferns/Getty) Po jego lewej stronie znajduje się sekcja rytmiczna z perkusistą Larrym Mullinsem (nie, nie tym) i basistą Colinem Greenwoodem z „F**king Radiohead!” po jednej stronie oraz klawiszowcem Carly Paradis po prawej. Gitarzysta George Vjestica jest na najniższym poziomie, po prawej stronie sceny, podczas gdy niezrównany Warren Ellis trzyma scenę po lewej stronie. Fortepian koncertowy Cave'a znajduje się po drugiej stronie, prawdopodobnie z boku, aby dać mu przestrzeń, której potrzebuje. Inscenizacja jest praktycznym układem, ale jest to również prezentacja mająca na celu przekazanie powagi i zapewnienie, że każdy będzie mógł mieć oko na swojego zmiennego frontmana. Cechą wspólną tego zespołu jest wysoki stopień kompetencji technicznych w połączeniu ze zdolnością do dostosowywania się do potrzeb Cave'a. Nazywanie ich „Bad Seeds” wydaje się być raczej luźną konstrukcją organizacyjną, która oddziela tę trasę od wyjazdów Cave'a z Ellisem lub jego solowych tras fortepianowych, w które wyruszał z Greenwoodem, niż wskazaniem na jakąkolwiek trwałość tego układu.
Chcesz codziennie otrzymywać podsumowanie wszystkich wiadomości i komentarzy, jakie Salon ma do zaoferowania? Zapisz się na nasz poranny newsletter , Crash Course.
Po lewej stronie sceny Cave'a siedzi jego partner do pisania piosenek i współspiskowiec, Ellis, siedzący (lub często stojący) na starym, podartym krześle, grający na skrzypcach, gitarze elektrycznej lub jakimś rodzaju keyboardu lub innym elektronicznym czarodziejstwie. Ellis słyszalnie liczy zespół, gdy jest to wymagane, a czasami dyryguje nim lub kieruje nim skinieniem głowy lub machnięciem smyczka skrzypcowego. Jest niższy od Cave'a, ozdobiony kudłatą brodą i długimi siwymi włosami. (Cave porównał jego wygląd do Jana Chrzciciela.)
Ellis wydaje się drobny, ale jest absolutnie niezbędny i jest również bardzo kochany przez publiczność. W Columbus Cave poinformował nas, że Ellis nie czuje się najlepiej — „nie pozwól mu lizać twojej twarzy!” — i był nieco bardziej stonowany, nawilżając i/lub energicznie wycierając głowę i twarz po każdej piosence, ale dla Ellisa „nieco bardziej stonowany” prawdopodobnie byłby normalnym poziomem energii dla każdego innego artysty. Kiedy Ellis staje w centrum uwagi grając na skrzypcach, reakcja tłumu jest taka sama, jak uwielbienie dla gitarowego solo. A kiedy gra na gitarze elektrycznej, włosy na karku stają dęba od groźby jego tonu. Założył schronisko dla zwierząt ze specjalnymi potrzebami i wybrałbym go również, aby stanął po mojej stronie podczas bójki w barze.
Warren Ellis z Nick Cave and The Bad Seeds (Katja Ogrin/Redferns/Getty) Miejscami na tym wyjeździe były zarówno teatry, jak i areny, z ogólnym wejściem z przodu sceny i miejscami siedzącymi wokół niego. Ma to znaczenie, ponieważ miejsce w Columbus było pięknym starym teatrem i miało 100% zarezerwowanych miejsc siedzących, a wczesnym wieczorem wydawało się, że usypia to widownię z przodu, skłaniając ją do bardziej biernej reakcji, niż Cave chciał zobaczyć. „Nie wiesz, czy stać... czy klęczeć” — skomentował. Dżentelmen z długimi, siwymi włosami w pierwszym rzędzie natychmiast uklęknął, ku rozbawieniu i aprobacie Cave'a. Cave wkrótce potem machnął do tłumu, aby podszedł i wypełnił przejścia i przestrzenie, dając mu ciepło i bliskość, których pragnął. To jest ten rodzaj rzeczy, która może pójść strasznie źle, ale publiczność wydaje się chcieć sprostać oczekiwaniom zaufania, jakie Cave im okazuje.
„Nie wiesz, czy stać... czy klęczeć.”
Cave chce, aby publiczność była z nim, ponieważ potrzebuje jej do swojej szczególnej wersji muzycznej alchemii. Jego występy zawsze były fizyczne, ale dopracował to na przestrzeni lat. Jest tym wysokim, chudym Australijczykiem po 60. roku życia, noszącym eleganckie buty, krawat i trzyczęściowy garnitur, z kruczoczarnymi włosami zaczesanymi do tyłu. A jednak w jakiś sposób przypomina kota z zabawką, z tą różnicą, że w jego przypadku zabawka jest kulą energii, którą wydobywa, a następnie odbija i kształtuje w różne kształty.
Cave stoi na skraju sceny i śpiewa, a następnie odrzuca mikrofon ręczny, by pobiec z powrotem do fortepianu. Gra kilka taktów, czasem więcej, czasem całą piosenkę, tylko po to, by następnie chwycić mikrofon na pianinie i udać się na prawą lub lewą stronę sceny, gdzie siada na głośnikach i śpiewa, wyciągając rękę do tłumu — a czasem sięgając do tłumu lub stając się jego częścią. W Columbus, w środku „ Conversion ” „Wild God”, przeszedł przejściem do samego środka orkiestry, gdzie usiadł na poręczach siedzeń, utrzymując równowagę z pomocą tłumu wokół siebie, gdy powtarzał ostatni refren, deklamując „Jesteś piękna!” raz po raz. Uwierzysz mu, gdy to się skończy.
Ulubionym gestem Cave'a jest złapanie za ramię najwyższego i najsilniejszego członka widowni, który jest najbliżej niego, i użycie jego ręki jako prowizorycznego statywu mikrofonu, aby Cave mógł zachować równowagę, gestykulować lub wyrażać emocje, gdy duch nim porusza. Jest to również gest zaufania; osoba trzymająca mikrofon traktuje odpowiedzialność jako świętą i nie rusza się, dopóki Cave nie odzyska mikrofonu kilka taktów później. To proste, ale wzruszające; wzruszające, że nam ufa, wzruszające, że widownia chce być godna zaufania, którym nas obdarzył. Ponieważ nie tylko facet trzymający mikrofon musi być częścią kręgu zaufania, to wszyscy w pobliżu.
Naprawdę nie ma w tym zestawie ani jednego martwego momentu, żadnej piosenki, podczas której tłum wychodzi, żeby kupić kolejne piwo. Bijącym sercem jest jednak dziewięciopiosenkowy bieg, który zaczyna się od „O Children” i biegnie przez „Joy”, i jest to rozległa i złożona trasa przez różnorodność tonów, emocji i głośności. „ Jubilee Street ” z albumu „Push the Sky Away” z 2013 roku, czasami przedstawiana jako „piosenka o dziewczynie” („Wszystkie są piosenkami o dziewczynie, to trochę moja - rzecz ” – mówił beznamiętnie w Detroit) to moment, w którym jeśli nie siedzisz na skraju siedzenia/na palcach u stóp, on sprawi, że tam dotrzesz. Jest ta emocjonalna mieszanka oczekiwania ze strony ludzi, którzy wiedzą, co może się tu wydarzyć, połączona z namacalnym, psychicznym zamykaniem luków, ponieważ nikt nie wie, co tak naprawdę się wydarzy.
Na zewnątrz wydaje się, że to cicha, spokojna ballada, gdy się zaczyna; Ellis na gitarze, recytacja historii „dziewczyny, która nie ma historii / przeszłości”. Ale nawet jeśli doświadczyłeś tego wcześniej, nie znasz dokładnego koloru ani kształtu nadchodzącej eksplozji dźwiękowej i energetycznej w jakąkolwiek konkretną noc. W Detroit było fioletowo; w Columbus było to wszystko, co można zobaczyć na tę chwilę. To natura energii, którą publiczność odbiera, krąży i odsyła, i co Cave z nią robi, gdy zamyka ten obieg. Przechodzi od ballady o morderstwie do power ballady, od opery mydlanej do hymnu. Cave wraca do fortepianu, przewraca statyw mikrofonowy, Ellis jest stały, ale jest tak dużo miejsca nawet w tym, i to jest również moment, w którym docenisz resztę muzyków na scenie, ponieważ to oni powstrzymują ten występ przed wirowaniem na orbicie.
Można wyczuć mieszankę emocji: oczekiwania u ludzi, którzy wiedzą, co może się tu wydarzyć, oraz wyczuwalnego, psychicznego napięcia, ponieważ nikt nie wie, co się tak naprawdę wydarzy.
„P******y COLUMBUS”, wykrzyknie Cave po zakończeniu. To jedna z jego rzeczy podczas tej trasy: kiedy miasto na to zasłużyło, dopisuje przekleństwo do jego nazwy z szacunku. Detroit zdobyło je dość wcześnie wieczorem, ale Columbus musiało na nie zasłużyć, i zrobiło to, gdy rozwiązał problem z zarezerwowanymi miejscami. Ale teraz nadszedł czas na „From Her To Eternity”, najstarszą piosenkę w zestawie, z 1984 roku, i chociaż kiedyś brzmiała jak nóż sprężynowy, teraz jest rozległa i niemal orkiestrowa, a jednocześnie zachowuje tę samą linię cierpienia i desperacji. Nie wydaje się jednak przestarzała, po prostu jest głęboka i niekończąca się.
„Long Dark Night” i „Cinnamon Horses” pozwalają Cave'owi usiąść przy pianinie, a zespół podziwu godnie odtwarza rozległy krajobraz tych dwóch piosenek — falset Ellisa w refrenach tej drugiej jest szczególnie wspaniały — zanim Cave wraca na przód sceny, mówiąc o Elvisie Presleyu , a wszyscy, którzy usiedli, wstają, przygotowując się na to, co będzie dalej. Cave opowiada o nocy, w której urodził się Presley, i jak prawdopodobnie doceniamy, że Australijczyk opowiada nam o Elvisie, a urodził się w mieście o nazwie... „CO?” „TUPELO!” tłum wrzeszczy w oczekiwaniu.
Nick Cave (Katja Ogrin/Redferns/Getty) Grzmoty i deszcz są symulowane, rozpoczyna się kręty, nieregularny, alternatywny rytm Bo Diddleya, chórzyści machają rękami w unisonie, a Cave kontynuuje dobrze ugruntowaną konwencję, że ktoś spoza Ameryki jest w stanie zrozumieć i wyjaśnić amerykańską muzykę lepiej niż my sami czasami. Dawniej ta piosenka na żywo wydawała się zła; teraz jest po prostu dzika i głęboko satysfakcjonująca. „Conversion” zabiera Cave'a w tłum i udaje mu się sprawić, że tłum podnosi ręce w unisonie, gdy falset Ellisa wprowadza nas w „Bright Horses”.
Oklaski, które potwierdziły „Nie brakuje tyranów/i nie brakuje głupców”, wydawały się zaskakiwać publiczność, moment spontanicznej reakcji. Różniły się jakością od wiwatów, które pojawiły się w odpowiedzi na „Wszyscy mieliśmy za dużo smutku, teraz nadszedł czas na radość” w „Joy” z „Wild God”. (Nawet Bob Dylan przyznał się do tego wersu jesienią ubiegłego roku). Kiedy Cave wrócił do fortepianu na „I Need You”, wydawało się, że publiczność zdecydowała, że wszyscy potrzebujemy chwili, ponieważ cały teatr był absolutnie cichy, ale nadal absolutnie zaangażowany i, szczerze mówiąc, oczarowany. To był oszałamiający i wyjątkowy występ.
Tylna trzecia część zestawu, wliczając bis, to przestrzeń dla bardziej znanych piosenek, od wspomnianego „Red Right Hand” do „The Mercy Seat”, „The Weeping Song” i „Papa Won't Leave You, Henry”, ale także niespodziewanie gigantycznego „White Elephant”, gdzie wokaliści wspierający schodzą do przodu, sprawiając, że wszystko wydaje się bliżej siebie. W Columbus, zamiast „Skeleton Tree” jako ostatniej piosenki w pierwszym bisie, zostaliśmy obdarowani nieco surowym, ale rzadkim i niesamowitym wykonaniem „ Shivers ”, pięknej, pełnej gniewu ballady z pierwszego zespołu Cave'a, The Boys Next Door, napisanej przez jego byłego kolegę z zespołu, nieżyjącego już Rowlanda S. Howarda.
Ostatnia piosenka wieczoru to tylko Cave i fortepian oraz 3400 osób w Palace Theater śpiewających „Into My Arms”. Jest piękna i niesamowita, nie w ostatniej kolejności dlatego, że nie spodziewasz się wspólnego śpiewania na koncercie Nicka Cave'a. A jednak jesteśmy tutaj wszyscy, śpiewając „Into my arms/o Lord” podczas piosenki, która jest w 100% szczera, a jednocześnie lekko sarkastyczna („Nie wierzę w boga interwencjonistę/ale wiem, kochanie, że ty wierzysz”) obok człowieka, który prawdopodobnie powinien być martwy lub zrujnowany. A jednak nadal jest tutaj, przed nami w 2025 roku, nie próbując być kimś, kim był kiedyś, ale jednak w 100% tym, kim absolutnie jest.
salon