Willem Dafoe o szkockiej, pierwsze spotkanie z Robertem Eggersem i niebezpieczeństwa związane z filmowaniem przy użyciu sztucznej inteligencji

Czym właściwie jest „aktor charakterystyczny”? Na szczęście bogowie kina obdarzyli nas Willemem Dafoe, który odpowiedział na to pytanie. Ten legendarny aktor, który w lipcu tego roku skończył 70 lat, uosabia to określenie. W ciągu czterdziestopięcioletniej kariery i ponad 150 występów w filmach, nieustannie skłania się ku odważnym, ekscentrycznym rolom – często drugoplanowym. Może nie jest gwiazdą danego serialu, ale zazwyczaj go kradnie.
„Koszmar aktora to nigdy nie dać się ponieść emocjom” – mówi czterokrotnie nominowany do Oscara aktor w wywiadzie dla Esquire. „Trzeba podkręcić atmosferę, inaczej nic się nie dzieje”.
To sentyment znany fanom szkockiej whisky z Islay. Ten styl whisky – zrodzony na bagnistej, smaganej wiatrem wyspie Hebrydów – charakteryzuje się dymnymi płynami przywodzącymi na myśl ogniska, przypalone wodorosty i tlący się popiół. Jak na ironię, jest to ulubiony trunek Dafoe, jeśli chodzi o mocne trunki. Prawdę mówiąc, lubi on kieliszki Laphroaig 10, jednego z najbardziej dymnych trunków, jakie można sobie wyobrazić. Jak w przypadku każdego wyrazistego aktora charakterystycznego, odrobina wystarczy.
„Lubię mniejsze porcje mocniejszych płynów; bez lodu, dziękuję” – mówi.
Dziś Dafoe i Laphroaig łączą tę koncepcyjną chemię w filmowym projekcie zatytułowanym „The Taste”. Ten zmysłowy, cyfrowy film krótkometrażowy ukazuje jego charakterystyczny rozmach i kaprys, gdy zmaga się z doborem słów dla prawdziwie niewysłowionego płynu. To początek rozszerzonej współpracy między aktorem a 240-letnią marką szkockiej whisky, która może zaowocować limitowaną edycją single malta w nadchodzących miesiącach.
W międzyczasie magazyn Esquire spotkał się z Dafoe w przeddzień jego londyńskiej imprezy z okazji premiery Laphroaiga. Choć nie potrafi w pełni opisać płynu w swojej szklance, rzucił światło na gwiazdę, z którą chciałby się nim podzielić, a także na nadchodzące projekty i plagę sztucznej inteligencji.
Poniższy wywiad został zredagowany pod kątem długości i przejrzystości.
Esquire: Odwaga była motywem przewodnim twojej kariery. Co przyciąga cię do tego typu ról?
Willem Dafoe : Trudno powiedzieć. Z perspektywy czasu człowiek trochę zapomina, dlaczego to zrobił. Poza tym, w tych, w których czuje się śmiałość, prawdopodobnie nie jest się tak odważnym. A te, w których nie czuje się śmiałości, prawdopodobnie są odważne. Ironia polega na tym, że kiedy ludzie chwalą się swoją odwagą, prawdopodobnie nią nie są. Najtrudniej jest, gdy ma się niewiele do roboty. Ale gdy jest dużo do roboty i to cię zagraża, popycha lub rzuca wyzwanie, to właśnie tam chciałbym się znaleźć. Nie dlatego, że jestem dzikim, wielkim poszukiwaczem przygód, ale widzę, że tam właśnie przynoszą najlepsze rezultaty; jest większa możliwość, by się naprawdę zaangażować.
W swojej twórczości unikałeś głównie kontynuacji, ale czy jest jakaś postać, którą chciałbyś przywrócić do życia?
Kilka lat temu powstał film pt. „ Zwycięstwo” oparty na powieści Josepha Conrada. Chciałbym go jeszcze raz nakręcić, ponieważ było w nim coś o wrażliwości i mentalności głównego bohatera, którego grałem, a czego nie rozumiałem, będąc za młodym. Teraz rozumiem rzeczy, których wtedy nie rozumiałem i bardzo chciałbym zagrać tę rolę ponownie. Nie chodziło o wiek. Nie rozumiałem czegoś fundamentalnego: postać nazywała się Axel Heyst i bardzo chciała odejść od społeczeństwa. Powiedział: „Mam dość tego, co robię”. Nie czuję tego, ale rozumiem to. Wtedy nie rozumiałem.
Czy jest dla ciebie kluczowym elementem przy wcielaniu się w daną rolę, umiejętność zrozumienia motywacji postaci?
Cóż, nie znasz postaci, dopóki tam nie dotrzesz. Masz tylko jakieś przeczucie, czego będzie wymagać. Ale nawet to nie jest niezawodne. Musisz mieć pewne rzeczy, które cię przyciągają, które cię interesują, żebyś mógł wejść głębiej i czegoś się nauczyć. To zaangażuje cię w sposób, który da ci udział. To nie jest zrobione – nie jest scementowane – dopóki nie rozpocznie się kręcenia filmu.

Legendarny aktor charakterystyczny Willem Dafoe połączył siły z Laphroaigiem.
Z którym reżyserem chciałbyś teraz najbardziej współpracować?
Nie lubię wymieniać nazwisk. To dobra reklama i może przeczytają to i zadzwonią. Zwykle pracuję z ludźmi, z którymi wcześniej naprawdę miło mi się współpracowało. Jest wielu reżyserów, do których wracam. Jeśli chodzi o innych reżyserów, za każdym razem, gdy widzę piękny film, robię sobie notatkę i ten reżyser jest na moim radarze. Czasami po prostu nie pasujesz do świata, który oni tworzą. Bądź cierpliwy, a czasem rzucisz kapelusz na ring.
Klasyczny przykład: Szedłem ulicą w Nowym Jorku i zobaczyłem plakat do małego filmu Roberta Eggersa pt. „Czarownica” . Pomyślałem: „Mam czas, muszę to sprawdzić”. To było całkowicie impulsywne. Wszedłem do kina i pomyślałem: „Wow, ten facet to filmowiec”. Wróciłem do domu i opowiedziałem o tym żonie, a następnego dnia obejrzeliśmy film ponownie. Poczułem w nim jeszcze głębsze emocje. Zadzwoniłem do mojego menedżera i powiedziałem: „Załatw mi spotkanie z tym facetem”. Spotkaliśmy się, świetnie się dogadywaliśmy. A teraz kręcę z nim czwarty film.
Czy pijesz szkocką od dłuższego czasu?
Nie piję aż tak dużo. Nie wstydzę się. Ale jeśli już piję, no wiesz, jakiś super alkohol, to będzie to szkocka albo może grappa.
Czy czujesz głębszą więź pomiędzy ziemią a cieczą?
Pierwszy raz wyjechałem za granicę do Szkocji. Byłem dzieckiem i pierwszą rzeczą, jaką pomyślałem, gdy moje stopy dotknęły ziemi, było: Coś tu jest znajomego. Czuję się jak w domu. Ziemia przemówiła do mnie i to musi być genetyczne, bo moja babcia pochodziła z Glasgow. „ The Taste” przedstawia ten rodzaj znajomości, który można odnaleźć podczas eksploracji Laphroaig. Chodzi o smaki i to, jak się ze sobą łączą. Jednym z powodów, dla których to zrobiłem, były dobre pomysły twórców na ten film. Wiele zaczerpnęli z osobistych szczegółów z mojego życia. Chcieli nawiązać do produktu, używając mnie jako materiału.
Z pewnością ma w sobie coś osobliwego. Coś jak sen w gorączce torfowej. Czy Twój czas spędzony w teatrze pomógł w ukształtowaniu tej fantazji i cielesności?
Występowałem z małą grupą teatralną Theatre X, w której dorastałem w Wisconsin. Później występowałem z Wooster Group. Tworzyliśmy oryginalne spektakle, ale były to przedstawienia wymagające dużej aktywności fizycznej. Bo to nie był tradycyjny teatr. Były tam ogromne fragmenty ruchu i tańca. Dla mnie aktorstwo to działanie. A ja uwielbiam działać fizycznie. To moja tradycja. Nie angażowałem się w to zbytnio. Ale to jest moje miejsce na ziemi.
Z którą gwiazdą lub współpracownikiem chciałbyś najchętniej wypić kieliszek Laphroaig 10?
To trudne pytanie, bo są ludzie, z którymi chciałbym to zrobić, ale nie jestem pewien, czy oni chcieliby to zrobić ze mną. Z kimś takim jak Bob Dylan. Ale myślę, że chciałbym podzielić się tym z kimś, z kim pracowałem już wcześniej przy spektaklu teatralnym: Michaiłem Barysznikowem.
W internecie krąży plotka, że nie masz telefonu komórkowego. Czy to prawda?
Chciałbym, żeby to była prawda. W tej chwili krąży mnóstwo dezinformacji. Staram się o tym nie myśleć. Częścią bycia osobą wyzwoloną jest to, żeby nie martwić się zbytnio tym, co inni o tobie myślą. Mogłabym zwariować, gdybym weszła na media społecznościowe. Ja niczego takiego nie robię. Ale w tym świecie jest mnóstwo stron z moim nazwiskiem i ludzie myślą, że mam z nimi coś wspólnego. Ja nie mam z nimi nic wspólnego, okej? Teraz robi się naprawdę źle – nie chcę się czepiać – ale teraz wypuszczają fałszywe zwiastuny filmów, które nawet jeszcze nie powstały, z AI. Problem z AI jest taki, że zawsze wyglądają na 130 lat. Nie jestem aż tak pomarszczony, chłopaki.

Współpracę Dafoe ogłoszono krótkometrażowym filmem.
To dla Ciebie pracowity czas. W czym zobaczymy Cię następnym razem?
Mam mnóstwo projektów. Właśnie wyszedł film oparty na powieści Waltera Mosleya, zatytułowany „The Man In My Basement” . W Grecji kręciłem film „ The Birthday Party” . Nie wiem, kiedy będzie miał premierę. W przyszłym tygodniu na New York Film Festival będzie wyświetlany film „Late Fame” i podejrzewam, że wkrótce się ukaże. Potem nakręciłem film o zdobyciu Everestu, zatytułowany „Tenzing” , z udziałem wspaniałego tybetańskiego aktora [Gendena Phuntsoka] i Toma Hiddlestona. Kręciliśmy go w Nepalu, a także w Nowej Zelandii na Wyspie Południowej w Aoraki. Codziennie lataliśmy helikopterem na plan. To była wspaniała przygoda. Dam ci całkiem sporą listę, ale pracuję też nad „Wilkołakiem” z Robertem Eggersem.
A co dalej z Laphroigiem? Czy możemy spodziewać się wspólnego płynu?
To już się dzieje. Jedną z rzeczy, które zrobili, kiedy mi to zaproponowali, była degustacja. Współpracując z Sarah Dowling, starszą producentką whisky, zbierała moje uwagi. Było około ośmiu różnych poziomów dymności, torfu i tego typu rzeczy. Robiła notatki, a ja odpowiadałem na [różne wyrażenia]. A teraz będą tworzyć whisky, która będzie kierowana moimi gustami. To będzie więc wyjątkowe. To była swego rodzaju degustacja w ciemno. Jedna miała więcej torfu. Jedna miała więcej dymu. Jedna miała więcej mineralności. Ale jeśli trochę odpuścisz te rzeczy, wyczujesz niuanse. I to właśnie doceniłem. Więc myślę, że może moje podniebienie dojrzewa. Zobaczymy [gdzie to się skończy]. Ponieważ nie skosztowałem jeszcze gotowego produktu.
esquire