Cannes podejmuje działania przeciwko nagim gwiazdom, Depardieu zostaje skazany. . . Czy w języku francuskim nadchodzi punkt zwrotny?


Co dzieje się we Francji? Pierwszą zaskakującą nowiną jest to, że w Cannes ludzi oburza zbyt duża nagość.
NZZ.ch wymaga JavaScript do prawidłowego działania ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub program blokujący reklamy obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Podczas 78. Festiwalu Filmowego obowiązują pewne zasady etykiety. Sukienki gwiazd nie powinny być już zbyt przezroczyste. Każda osoba wchodząca po schodach do Pałacu Festiwalowego nie ma prawa się obnażać, zgodnie z zapisami „Charte du festivalier”: „Ze względów przyzwoitości nagość na czerwonym dywanie jest zabroniona”.
Czy policja obyczajowa paraduje teraz po Croisette? Zakazane są również zbyt obszerne szaty. Ponieważ holowanie powoduje korki przed wjazdem. Do konfliktów dochodzi również w sali, gdy wysokie kapelusze ograniczają widoczność. Cannes widzi potrzebę działania.
Tym razem bez Johnny'ego DeppaPotem Depardieu – to była kolejna niespodziewana wiadomość: narodowy święty został skazany na półtora roku więzienia w zawieszeniu za napaść na tle seksualnym. Minęły już czasy, gdy największy gwiazdor kraju mógł zachowywać się wobec kobiet tak, jak chciał. Taką decyzję podjął we wtorek rano paryski sąd karny, zaledwie kilka godzin przed otwarciem festiwalu w Cannes.
Następnie nakręcono film z udziałem młodej Francuzki. To także nadaje festiwalowi nowy ton: w końcu ma on opinię bastionu niepoprawnych starców. Dwa lata temu film z domniemanym kobieciarzem Johnnym Deppem („Jeanne du Barry”) wywołał oburzenie po premierze. W tym roku zdecydowali się jednak na otwarcie przyjazne rodzinom, lekkie i całkowicie pozbawione skandali, z feministycznym akcentem.
„Partir un jour” to tytuł pierwszej powieści Amélie Bonnin, o której zapomniano już następnego dnia. Historia znanej telewizyjnej kucharki, która musi zajmować się stacją benzynową przy autostradzie należącą do jej rodziców, to przewidywalna opowieść o konflikcie między miastem a wsią, rozjaśniona elementami muzycznymi. Po prostu typowa francuska rzecz, nie warta wzmianki.
Pompatyczne przemówieniaWiele rzeczy się ze sobą łączy: tendencja do pruderyjności w Pałacu Festiwalowym, ostracyzm Depardieu, łatwy do strawienia feminizm na początku. Czy na horyzoncie widać punkt zwrotny w języku francuskim? Podczas gdy w Ameryce ruch #MeToo jest raczej bagatelizowany, a Harvey Weinstein na przykład znajduje nowych zwolenników, w Grande Nation wahadło wychyla się w przeciwnym kierunku.
Moralizm zdaje się być w modzie. Podczas ceremonii otwarcia również nie brakowało wielkich słów. W bombastycznych przemówieniach gwiazdy zapewniały o swoim znaczeniu. Z promptera dało się usłyszeć wiele głosów wyrażających znużenie światem.
Sarah Meyssonnier / Reuters
Zaczynając od Juliette Binoche. Przewodnicząca jury, ubrana zgodnie z nowym dress codem w jasnoróżową sukienkę w stylu Madonny, wygłosiła kazanie do społeczności filmowej: „Wojna, nędza, zmiany klimatyczne, pierwotna mizoginia, demony naszego barbarzyństwa nie dają nam spokoju” – powiedziała Binoche w swoim pełnym napięcia przemówieniu, które przynajmniej starało się być zrównoważone. Aktorka wspomniała o „Zakładnikach 7 października”, a także o palestyńskiej fotoreporterce Fatimie Hassounie, która zginęła w izraelskim ataku lotniczym w Strefie Gazy.
Należy również pochwalić Binoche za odmowę podpisania kolejnego otwartego listu przeciwko Izraelowi, który frakcja antyizraelska, od Richarda Gere'a po Susan Sarandon i Javiera Bardema, rozesłała na początku festiwalu.
Jacovides-Moreau/Bestimage/Imago
Robert De Niro, któremu Leonardo DiCaprio wręczył Palmę Honorową, również zajął się polityką: obaj zgodzili się, że demokracja w ich ojczyźnie nie jest w najlepszym stanie. De Niro pochwalił swoich rodaków za walkę o swoje prawa. „W moim kraju walczymy jak diabli o demokrację” – powiedział doświadczony gwiazdor, nie zwracając uwagi na fakt, że przemawiał w imieniu co najwyżej połowy Amerykanów. To jest problem. Hollywood stracił kontakt ze znaczną częścią kraju.
De Niro mówił o „prezydentu-filisterze”, który sprzeciwia się sztuce, ponieważ opowiada się ona za „inkluzywnością i różnorodnością”. Ponieważ sztuka jednoczy ludzi, „autokraci i faszyści widzą w nas zagrożenie” – powiedział De Niro.
Wspomniał także o groźbie Trumpa wprowadzenia ceł na filmy, które nie zostały wyprodukowane w Ameryce. O czym nie wspomniał: Amerykańskiemu przemysłowi filmowemu nie wiedzie się najlepiej, a branża jest zaniepokojona faktem, że coraz więcej miejsc pracy przenosi się za granicę. Kiedy przeboje powstają na Węgrzech, gdzie płace są niskie, a nie w Kalifornii, odbija się to negatywnie na lokalnych filmowcach. Cła raczej mu nie pomogą. Ale nie są to też tanie słowa supergwiazdy.
nzz.ch