Moja kuchnia potrzebowała ceramiki. Ja też

Może to trochę śmieszne przyznać, że Nara Smith zainspirowała mnie do zajęcia się ceramiką, ale to prawda. Pozwólcie, że wyjaśnię: Moja pierwsza próba poznania ulubionej mormonki-tradwife TikToka to stare wideo, na którym zajada się późną przekąską. „To tylko bita śmietana z jeżynami i malinami na wierzchu oraz odrobina cukru kokosowego” — powiedziała Smith, prezentując swój słodki przysmak. Chociaż wyglądał pysznie, jej bougie jagody i śmietana były najmniejszym z moich zmartwień. Byłam zafascynowana jej wyborem zastawy stołowej: kremowym talerzem bąbelkowym.
„Czy kiedykolwiek pragnąłeś czegoś, czego nigdy wcześniej nie jadłeś, ale brzmi to tak dobrze w twojej głowie?” – zapytał Smith w osobnym filmie, który od tego czasu stał się własnym memem. Dla mnie był to talerz bąbelkowy, który stał się nową potrzebą, a nie zachcianką. Fantazjowałem o jedzeniu całej gamy potraw przyjaznych talerzom bąbelkowym: crudités, gałki lodów waniliowych skropionych oliwą z oliwek i wyszukane miski jogurtu zwieńczone fantazyjną granolą, pokrojonymi owocami i ziarnami kakaowca. Jedzenie nie tylko sprawiałoby przyjemność, ale też dobrze wyglądało. A w naszej erze cyfrowej — gdzie robienie zdjęć naszego jedzenia przed jego zjedzeniem jest obecnie głównym zjawiskiem w mediach społecznościowych — mój telefon byłby zajęty i zajęty, zawsze „jedząc najpierw”, jak głosi popularne internetowe powiedzenie .
Ale dobry wygląd zawsze ma swoją cenę. W moim przypadku była ona dość wysoka, biorąc pod uwagę, że talerze, dzięki uprzejmości Gustaf Westman Objects , obecnie sprzedawane są za 55 euro, czyli nieco ponad 62 dolary za sztukę. Jednak moje pragnienie posiadania tych konkretnych talerzy pozostało niezachwiane. Więc pomyślałem: „ Jeśli nie mogę ich kupić, dlaczego po prostu nie zrobić ich samemu?”
Wiedziałam, że to śmieszne — talerz za 62 dolary skłonił mnie do wydania setek więcej, żeby spróbować zrobić jeden? Ale pomysł utkwił mi w głowie jak kamień w bucie: uporczywy, irracjonalny, niemożliwy do zignorowania. Jestem kompletnym nowicjuszem, jeśli chodzi o ceramikę. Ostatni raz dotykałam gliny na zajęciach plastycznych w szkole podstawowej podczas krótkiej jednostki poświęconej ręcznemu lepieniu. Nie miałam też żadnego doświadczenia w korzystaniu z koła garncarskiego. A jednak byłam tutaj. Napędzana motywacją do posiadania pojedynczego talerza bąbelkowego i zobowiązaniem do pozostania oszczędną (rozumowałam, że jeśli zrobię nawet dziesięć użytecznych elementów, to będę na plusie — a przy okazji zdobędę nową umiejętność), zapisałam się na mój pierwszy kurs toczenia na kole garncarskim w kwietniu.
Można to nazwać naiwnością lub po prostu głupotą, ale na pierwszy dzień zajęć przyszłam zbyt pewna siebie. Obejrzałam niezliczone filmy, na których ceramicy z łatwością ściskali i podnosili cylindry gliny, nie zdając sobie sprawy, że ćwiczą to rzemiosło od lat, a nawet dekad. „Jak trudne to może być?”, pomyślałam sobie. Cóż, niewiarygodnie trudne, jak się wkrótce dowiedziałam. Na początek, moja forma była rażąco zła. W rzucie na kole ważne jest, aby zakotwiczyć łokcie w biodrach, przedramiona w misce rozpryskowej, a uda na zewnątrz koła — ja nic takiego nie robiłam. Nie mogłam wycentrować gliny na kole, przez co kołysało się ono niekontrolowanie, a ja również walczyłam z kontrolowaniem prędkości koła, wahając się między zbyt wolnym a zbyt szybkim. W jednym przypadku kręciłam kołem tak szybko, że mój świeżo wykonany przedmiot poleciał w powietrze, gdy próbowałam przeciąć glinę u podstawy. Mój utwór trwał kilka sekund, zanim tragicznie upadł na podłogę z głośnym „ plamem ”, który usłyszeli wszyscy w studiu.
W tym momencie chciałem rzucić. „Może ceramika nie była dla mnie” – powiedział głosik w mojej głowie, gdy cofnąłem się z zażenowania. „A może jednak nie będę w stanie zrobić talerza bąbelkowego”.
Chcesz więcej świetnych tekstów o jedzeniu i przepisów? Subskrybuj newsletter Salon Food , The Bite.
Niewiele jest rzeczy w życiu, z których zrezygnowałam — mogę za to podziękować swojemu uporowi. Ceramika z pewnością nie miała być jedną z nich, zwłaszcza po zaledwie jednej lekcji. Więc wytrwałam.
Podczas trzeciej lekcji nawiązałam niewypowiedziane porozumienie z gliną. Trudno opisać, kiedy wszystko zaczęło w końcu działać. Po prostu to czułam . Z łokciami zakotwiczonymi w ziemi, ściskałam kopiec gliny, zanim zaczęłam go formować w górę i w dół, tak jak mój instruktor pokazywał mi niezliczoną ilość razy. Mokra glina spływała po moich dłoniach, gdy kciukami delikatnie tworzyłam pustą wnękę, aby utworzyć podstawę mojego dzieła, a następnie delikatnie podnosiłam glinę, aby stworzyć jej ściany. Studio lekko pachniało mokrą ziemią i szkliwem, a rytmiczny szum wirujących kółek sprawiał, że czuło się niemal medytacyjne. Skupiłam się i zanim się zorientowałam, zrobiłam swój pierwszy utwór: miskę. Nie była idealna, ale była moja.
Oto piękno tworzenia rzeczy własnymi rękami: możesz rozkoszować się żmudnym procesem tworzenia czegoś od podstaw, a gdy już to zrobisz, zostajesz z czymś, co jest wyjątkowo twoje. Ceramika nauczyła mnie cierpliwości i wytrwałości — tych samych lekcji, które doceniłem, gdy po raz pierwszy zacząłem gotować i piec samodzielnie. Nauczyła mnie również, jak ważne jest dostrzeganie piękna w niedoskonałości. Jest coś niemal kapryśnego w jedzeniu śniadania z jednej z moich asymetrycznych, ręcznie robionych misek. Albo piciu kawy z kubka, który nie jest idealnie prosty.
Pierwszy semestr zajęć z ceramiki opuściłam z garścią misek, mini kubkiem i wazonem na kwiaty. Jeśli chodzi o talerz bąbelkowy, to nadal jest to projekt ciągły — i mam nadzieję, że będzie to możliwe podczas drugiej rundy zajęć.
salon