Witamy w erze wielkiej głupoty w Ameryce

Tutaj, w Ameryce, robimy rzeczy wielkie i śmiercionośne. Wielki Tytoń mógł powstać tylko na ziemi Karoliny Północnej, dzięki hojnym programom rządu USA wspierającym ceny i sięgającej milami samozniszczeniu fali Amerykanów. Rozwój systemu autostrad międzystanowych w latach 50. XX wieku z pewnością pomógł Trzem Wielkim koncernom motoryzacyjnym – GM, Fordowi i Chryslerowi, który obecnie nazywa się Stellantis – a nasza niechęć do kolei dużych prędkości wciąż działa na ich korzyść. Ogromne dotacje rządowe pozwoliły Big Pharma stać się branżą wartą biliony dolarów, choć nie na tyle zwinną, by zarekwirować sobie nazwę leku na zaburzenia erekcji – „Stellantis”.
Ale w najbogatszym kraju, jaki świat kiedykolwiek znał, nastały czasy oszczędności, a my ograniczamy wydatki. Nie chodzi oczywiście o kontrakty obronne ani prezydenckie wyjazdy golfowe – to wszystko jest kluczowe dla bezpieczeństwa narodowego. Zamiast tego anulujemy badania naukowe, granty badawcze, programy pomocy finansowej dla uniwersytetów, opiekę zdrowotną dla najuboższych, pomoc zagraniczną i wiele innych. Jednocześnie oddajemy nasze instytucje ludziom, którzy nie mają pojęcia, co z nimi zrobić, poza zagłodzeniem ich na śmierć. I przyjmujemy postawę obronną wobec najbystrzejszych i najbardziej ambitnych studentów zagranicznych na świecie. Bezpośrednim skutkiem jest to, że wielkość Ameryki znika w działaniu.
Jesteśmy jednak na tyle mądrzy, by wiedzieć, że natura nie znosi próżni, a pustkę, która pozostała po naszych najwznioślejszych celach, najwyższych standardach i długotrwałej dominacji w edukacji i przedsiębiorczości, już wypełniło coś innego.
To wielka głupota. I to nas zgubi.
Oto, co najważniejsze: Elon Musk i jego Departament Efektywności Rządowej, według własnych szacunków, obcięli budżety federalne o 150 miliardów dolarów. To znacznie mniej niż pierwotnie obiecane 2 biliony dolarów, ale i tak sporo. (I szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę ketaminę, 7,5% pierwotnej obietnicy wydaje się w sam raz). Znaczna część tych cięć pochodzi z sektora nauki: programów badawczych, grantów i stypendiów. Badania nad lekami na raka i AIDS zostały wstrzymane, gdy tylko te leki wydają się kusząco dostępne.
Uniwersytet Harvarda pozwał Uniwersytet Harvarda o odmrożenie federalnego finansowania badań i za swoją bezczelność został ukarany. Administracja Trumpa próbuje cofnąć uniwersytetowi możliwość przyjmowania studentów zagranicznych. Toczy się to w sądach, ale to tylko próba generalna przed tym, co ta administracja będzie próbować zrobić w innych instytucjach akademickich. Na razie, między innymi, powoduje to, że musisz słyszeć nazwę „Harvard” niemal tak często, jakbyś rozmawiał z kimś, kto studiował na Harvardzie.
Studenci i naukowcy, których nie zwalniamy, są zastraszający. Podczas gdy czystki trwają, nadgorliwy Departament Celny i Ochrony Granic Stanów Zjednoczonych ogranicza wolność słowa studentów i pracowników zagranicznych. We współczesnej Ameryce „wolność słowa” oznacza „możliwość powiedzenia słowa na „r” w podcaście bez obawy, że ktoś cię za to ukara w mediach społecznościowych”, ale okazuje się, że jest to pojęcie szersze. To prawo do wyrażania opinii bez groźby odwetu ze strony rządu. I to fundamentalne prawo jest uchylane.
Stawiamy J.D. Vance'a przed światem i prosimy najmądrzejszych młodych ludzi, żeby powstrzymali się od robienia sobie z niego żartów? To brzmi jak pułapka.
Na przykład studenci ubiegający się o wizy edukacyjne w Stanach Zjednoczonych będą musieli upublicznić swoje profile w mediach społecznościowych, aby umożliwić urzędnikom imigracyjnym sprawdzenie ich postów pod kątem oznak krytyki Stanów Zjednoczonych. To ma sens: osoby, które głośno i zaciekle krytykowały Amerykę, stanowią potencjalne zagrożenie dla naszej wolności i należy ich trzymać z daleka. Mogą się okazać brutalnymi terrorystami albo Donaldem Trumpem w trakcie kampanii wyborczej. To po prostu zbyt ryzykowne.
Karanie za kpiny z amerykańskich przywódców, w czasach, gdy trafne opisanie amerykańskich przywódców jest nieodróżnialne od kpin z nich, jest po prostu niesprawiedliwe. Stawiamy J.D. Vance'a przed światem i prosimy najbystrzejszych młodych ludzi, aby powstrzymali się od kpin z niego? To brzmi jak pułapka.
A potem jest sprawa Ksenii Petrovej, badaczki medycznej z Harvardu, która została aresztowana pod zarzutem handlu embrionami żab, które przywiozła do Stanów Zjednoczonych z Francji na badania nad leczeniem starzenia, ponieważ nie zgłosiła ich w formularzach celnych. Petrova była przetrzymywana przez cztery miesiące w Luizjanie. Za embriony żab. Teraz jest na wolności i czeka na proces, ale nie jest pewna, czy chce zostać i kontynuować badania w Stanach Zjednoczonych, i nikt z mózgiem większym niż embrion żaby nie mógłby jej za to winić.
Kiedy sprawisz, że inteligentni i ambitni młodzi ludzie poczują się niemile widziani w Ameryce i nie dasz im żadnych wskazówek, że w ogóle znajdą pracę w tym kraju – a tym bardziej taką, której nie da się wyeliminować jednym naciśnięciem klawisza, a tym bardziej taką, która byłaby wolna od wkładu Erica Trumpa – mogą w końcu zdecydować, że tu nie przyjadą. Innowacje i potencjał intelektualny muszą gdzieś trafić, a reszta świata sprawia, że nasze mózgi drenują ich zyski. Australia wprowadziła nową wizę Skills in Demand, aby usprawnić proces repatriacji wykwalifikowanych migrantów. Niebezpieczne jest pozwalanie Australii na uzyskanie przewagi nad Stanami Zjednoczonymi w badaniach naukowych, skoro są już o wiele lepsi w flirtowaniu niż my. Nie możemy pozwolić im podkradać naszych talentów i mieć fajniejszą wersję futbolu. Nie możemy pozwolić, by Australia stała się rywalem, ponieważ wtedy mogą stać się naszymi wrogami, a to uczyniłoby ich jeszcze bardziej atrakcyjnymi.
Młody naukowiec staje przed wyborem: może żyć w strachu przed wysłaniem do gułagu za nieuzupełnione dokumenty potwierdzające obywatelstwo swoich żab, albo może zamieszkać w miejscu takim jak Australia, gdzie jest ceniony i dobrze wynagradzany, gdzie jego ratująca życie praca jest wolna od manipulacji politycznych, a Chris Hemsworth ma ocenę 6. Kto by nie przyjął takiej propozycji?
Innowacje odchodzą w zapomnienie, podobnie jak pieniądze. Cokolwiek założą ci odrzuceni studenci i badacze, powstanie w innym kraju. Każdy międzynarodowy uniwersytet, który ich przyjmie, otrzyma te duże darowizny, gdy tylko ci ludzie się wzbogacą. Naprawa tego zajmie co najmniej pokolenie. Nie będziemy w stanie odwrócić exodusu w mgnieniu oka, ponieważ kiedy udowodnimy, że potrafimy równie szybko cofnąć się do średniowiecza, stracimy zaufanie ludzi. To nie jest jak w serialu "Zdrówko", gdzie można stracić Shelley Long, zyskać Kirstie Alley i iść dalej. To jak przejęcie serialu "Przyjaciele", zwolnienie wszystkich sześciu przyjaciół i zastąpienie każdego z nich Aaronem Rodgersem.
Amerykańska głupota to nic nowego. Jesteśmy krajem, który dał światu ekonomię spływu, Operację Trwałej Wolności i pomysł, żeby założyć daszek na głowę tyłem. Ale w tym roku naprawdę podnieśliśmy poprzeczkę o kilka poziomów. Nie jesteśmy już antyintelektualistami. Jesteśmy aktywnie antyintelektualistami. Zamknij oczy i wyobraź sobie, co by się stało, gdyby teraz w kraju wprowadzono przepisy dotyczące pasów bezpieczeństwa. Dokładnie wiesz, który z twoich kolegów z liceum wyskoczyłby zza przedniej szyby na Instagramie, żeby pokazać, że jest alfą, i masz szczęście, jeśli potrafisz wymienić choć jednego.
Może to, że nasz ekosystem informacyjny został zmiażdżony przez algorytmicznie sterowane media społecznościowe, może otępiające skutki pozbawienia finansowania NPR i PBS były natychmiastowe i retroaktywne, a może fakt, że Love Island narodziło się jako brytyjski, a nie amerykański format telewizyjny, sprawia, że martwimy się, że tracimy przewagę. Ale w tym roku naprawdę dajemy z siebie wszystko.
Trzeba się zastanowić, czy to nie jest po prostu seria przypadkowych, nierozważnych wyborów. Trzeba się zastanowić, czy koszt utraconej amerykańskiej innowacyjności jest niższy niż korzyści płynące z głupszego, bardziej zagubionego i łatwiejszego do kierowania społeczeństwa. Trzeba się też zastanowić, co zrobiłbyś inaczej, gdybyś właśnie tego chciał.
Podobnie jak Wielki Tytoń, Wielki Głupota ma palce na niemal każdej dźwigni władzy w Stanach Zjednoczonych. Jest ogromny, skoncentrowany i przerażająco skuteczny. I podobnie jak Wielki Tytoń, Wielki Głupota działa na rzecz produktu, który może nas tylko zabić.
Przynajmniej papieros wygląda fajnie.
esquire