Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

England

Down Icon

W apokalipsie dobry smak umiera ostatni

W apokalipsie dobry smak umiera ostatni

W apokalipsie dobry smak umiera ostatni.

Albo może przetrwa, bo wie, jak się ukryć. W piwnicach i skrytkach. W upartej pamięci idealnego rondla.

W „ The Last of Us ” Isaac Dixon grany przez Jeffreya Wrighta jest twardym przywódcą Frontu Wyzwolenia Waszyngtonu, grupy rebeliantów walczącej z Seraphites, teokratycznym kultem, o kontrolę nad Seattle po Cordyceps . To typ człowieka, który torturuje dla informacji, powoli i celowo. W jednej ze scen robi to w czymś, co wygląda jak skorupa eleganckiej restauracji. Kuchnia nadal jest piękna — miedziane garnki błyszczą jak trofea nad kuchenką, powierzchnie są wystarczająco czyste, by sugerować, że nadal jest ktoś zatrudniony do zamykania.

Isaac porusza się po przestrzeni jak ktoś, kto pamięta, jak się gotuje. Kiedy zapala pilota, opowiada historię, nie o strategii czy zemście, ale o Williams Sonoma.

„Wiesz, kiedy byłem młodszy i chciałem zaimponować kobiecie, cóż, trzeba znać swoje mocne strony. I byłem trochę nieśmiały. Nie wiedziałem, jak z nimi rozmawiać. To mnie denerwowało. Więc gotowałem dla nich” – powiedział. „I byłem dobry. Na tyle dobry, żeby zasługiwać na wysokiej jakości narzędzia, ale czy miałem na to pieniądze? Nie, nie miałem. Chodziłem do Williams Sonoma. To sklep z naczyniami kuchennymi, nie wiedziałbyś. I gapiłem się na te. Mauviel. Najlepsze z najlepszych. Francuskie, oczywiście”.

Kamera zatrzymuje się na garnkach. Na miękkim blasku płomienia pieca. Mężczyzna siedzi nieopodal, nagi i krwawiący. Isaac ledwo na niego patrzy.

„Myślałem sobie: 'Trzydzieści lat do emerytury i renty, ale pewnego dnia będę miał garnek Mauviel — z pokrywką'. I miałem rację. Po prostu nie tak, jak planowałem. Dziwne korzyści apokalipsy”.

To absurdalne i rozdzierające serce jednocześnie. Idealny garnek, wreszcie w zasięgu ręki, ale tylko dlatego, że świat się skończył.

Ta scena odwołuje się do czegoś dziwnie specyficznego i głęboko rezonującego: sposobu, w jaki jedzenie — nie tylko dla przetrwania, ale dla przyjemności, dla estetyki, dla tęsknoty — pojawia się w narracjach postapokaliptycznych. To gatunek, który ewoluował poza tępą traumę zombie i radioaktywnych piekielnych krajobrazów, aby zrobić miejsce dla żalu, dziwności, a nawet kulinarnych momentów. Ostatnio widzieliśmy falę tych opowieści, które rozciągają formę: ponurą fantazję „Cudotwórców: Czasy ostateczne”, stylizowaną anarchię „ Fallout ” i kulinarną radość pełzania po lochach „Delicious in Dungeon”.

Wszyscy oni, w ten czy inny sposób, zadają sobie pytanie, co to znaczy zachować dobry gust w strasznych czasach.

W „Fallout” — który, podobnie jak „The Last of Us”, jest oparty na długoletniej serii gier wideo — gust staje się swego rodzaju walutą. Akcja serialu rozgrywa się wieki po tym, jak wojna nuklearna zamieniła większość Stanów Zjednoczonych w napromieniowane pustkowie. Na powierzchni mieszkają teraz zbieracze, żołnierze, mutanci i ghule, którzy robią wszystko, co w ich mocy, aby przetrwać na zepsutym jedzeniu, słonawej wodzie i tym, co zostało w dawno opuszczonych automatach. Ale pod ziemią, w Kryptach — potężnych bunkrach zbudowanych przez przedwojenną korporację Vault-Tec — niektórzy ludzie żyją w niesamowitej symulacji dawnego amerykańskiego życia: stoły obiadowe zastawione obrusami, rządowe hasła przekazywane przez głośniki, farmy z wschodami słońca wyświetlanymi na wideo. Ci mieszkańcy Krypt trzymają się marzenia o „odzyskaniu”, wierząc, że to oni pewnego dnia powrócą i odbudują społeczeństwo.

Opad Ella Purnell, Michael Emerson i Dale Dickey w „Fallout” (JoJo Whilden/Prime Video) Kiedy Maximus, żołnierz mieszkający na powierzchni, zostaje na krótko przyjęty przez mieszkańców Krypty 4, wręczają mu kosz powitalny — prawdziwy kosz, w komplecie ze wstążką. W środku: płatki zbożowe Sugar Bombs, makaron z serem BlamCo, jajka faszerowane, kawior, ostrygi i mieszane orzechy. To absurd. To wykwintne. I jest to możliwe tylko pod ziemią, w miejscu, gdzie apokalipsa nie zabrudziła obrusów. Dla Maximusa, który spędził życie na powierzchni, dusząc się CRAM-em i wodą z dodatkiem promieniowania, jest to wgląd w inny rodzaj przetrwania, taki, który nadal wierzy w przyprawy. Mieszkańcy Krypty mogą mieć macki na podbródku i złowrogie sekrety, ale rozumieją coś istotnego. W postapokalipsie możliwość udawania normalności — a co więcej, dbania o przyjemność — jest luksusem.

Smak nie tylko przetrwa. On się rozwarstwia.

Ta sama wypaczona logika, w której wyrafinowanie przetrwa katastrofę, ale tylko dla tych, którzy są wystarczająco wysoko na postapokaliptycznej drabinie, pojawia się w „ Cudotwórcy: Czasy ostateczne ”. W tej konkretnej dystopii cywilizacja rozpadła się w krajobraz pustyni rządzony przez drobnych watażków i gangi zbieraczy. Jednak Morris Rubinstein, Dosłowny Śmieciarz (grany z niedbałym aplombem przez Steve'a Buscemiego ) w jakiś sposób zapewnił sobie „McMansion” — w tym przypadku odnowioną jadalnię McDonald's — i namiastkę życia domowego.

Kiedy wydaje kolację dla swoich podwładnych, to jest to popis groteskowych aspiracji: jest holograficzna żona ze Stepford, obietnica udania się do „le ball pit” po kolacji i danie główne z miłością smażonego szczura. Nawet sztućce są warstwowe. Nie daj Boże, żebyś pomylił widelec do karalucha z widelcem do szczura.

Łatwo jest szydzić z wybryków Morrisa, ale pod groteskowością kryje się prawdziwy głód. Nie tylko jedzenia, ale komfortu i kontroli, jakie może zapewnić dobry posiłek. Jest coś potężnego w umiejętności tworzenia przyjemności z niedostatku, w upieraniu się, że rozkosz nadal ma znaczenie, nawet gdy świat się rozpada.

W „The Last of Us” Isaac w końcu dostaje ten garnek Mauviel, ale nie ma już cywilizacji, która mogłaby zorganizować przyjęcie. W „ Delicious in Dungeon ” zbieranina poszukiwaczy przygód robi gorący garnek z ludojadów. Jedna z wizji opłakuje to, co zostało utracone. Druga nalega: jeśli musimy jeść potwory, przynajmniej dobrze je przyprawmy.

Pyszne w Dungeon Delicious in Dungeon (Netflix) To magia „Delicious in Dungeon”, które często przypomina bardziej program kulinarny niż epicki film fantasy. Katakumby pod rozpadającym się miastem pękły na oścież, odsłaniając rozległe, spiralne lochy pełne dziwnych bestii i jeszcze dziwniejszych roślin. Plotka głosi, że na dole czeka szalony mag, a ten, kto go pokona, odziedziczy dawno zaginione królestwo. Grupy poszukiwaczy przygód napływają, zwabione złotem i chwałą, ale szybko dowiadują się, że sukces zależy nie tyle od brutalnej siły, co od tego, jak dobrze potrafisz ugotować skorpiona.

Oczywiście, do pomysłu jedzenia potworów trzeba się przyzwyczaić. Lochy są pełne dziwnych, pulsujących, półinteligentnych stworzeń — więcej szlamu niż steka. Dla Marcille, elfiej maga drużyny, ta myśl jest wręcz barbarzyńska. Tylko wygnańcy, zdesperowani lub przestępcy bez nadzoru zjedliby takie rzeczy, nalega. Ale głód ma sposób na zmiękczenie zasad. A potem spotykają Senshi.

Senshi to krasnolud o zachowaniu uprzejmego kucharza i obsesyjnym oddaniu szefa kuchni z gwiazdką Michelin. Spędził dekadę mieszkając pod ziemią, katalogując jadalne potwory i doskonaląc swoje techniki. Nie tylko toleruje kuchnię potworów — on ją czci. Ostrożnie skóruje Walking Mushrooms, wrzuca ich krótkie nóżki do gorącego garnka, zwracając uwagę na równowagę i umami. „Zgub tyłek”, instruuje, jakby obierał marchewkę. „Zachowaj nóżki i wrzuć je do garnka. Są pyszne”.

W tych opowieściach kuchnia staje się rodzajem duchowego oporu. Gotowanie — cóż, przemyślane, pobłażliwe — oznacza potwierdzenie, że przyjemność nadal ma znaczenie. Że nawet w gruzach zasługujemy na coś więcej niż racje. Senshi nie tylko karmi swoją grupę; on ją stabilizuje. Jego przepisy są praktyczne, owszem, ale także delikatne, precyzyjne, niemal pełne czci. A dla widzów oferują rodzaj katharsis: przypomnienie, że odżywianie nie zawsze jest kwestią potrzeby. Czasami chodzi o przypomnienie sobie, kim byliśmy, lub wyobrażenie sobie, kim nadal możemy być.

Gdzieś w zapadniętej kuchni, miedziane patelnie wciąż wiszą nad kuchenką. Gdzieś jest mężczyzna, który w końcu dostał swojego Mauviela (z pokrywką). A gdzieś jeszcze głębiej, krasnolud delikatnie miesza gorący garnek w lochu, przyprawiając potwory, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

salon

salon

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow